– Komputerciu! – zawołałam. Dziś malujemy!  Włącz odpowiedni programik i uśmiechnęłam się do niego.
Często uśmiechałam się, ni to do siebie ni to do jakiegoś obrazu, do komputera chociażby. Ten mój komputer mógł się zmieniać i często go zmieniałam. – Nie musiał być jakimś pudłem, mógł być np. pięknym mężczyzną, ptakiem itp. Ostatnio jednak wolałam go oglądać właśnie jako pudło – ładne, metalowe, ale pudło. Jak był mężczyzną, to za dużo sobie pozwalał. Stroił dziwne miny – a ja musiałam odgadywać – Co ma na myśli.- Dość , powiedziałam – basta – Będziesz pudłem i już!

 

Opowiem Wam jak wygląda moje malowanie – Tak jakbyście byli z XXI wieku. O wtedy, to trzeba było się natrudzić, trzymać pędzel i jakieś tam. Tak mówiłam,  ni to do siebie, ni to do ludzi, których już dawno nie było na świecie.

 

Stoję przy ogromnej ścianie lub przy niby ścianie, co tam stoję, mogę siedzieć, zawisnąć, latać i proszę komputer o namalowanie np. gór.  Nie, nie takiej wyższej, dookoła równiny. Trochę drzew iglastych. Na pierwszym planie duże drzewo, może być dąb. Taki co najmniej trzystuletni. Nie. Nie, tutaj wyżej nie, nie tak wysoko. No dobra, niech na razie będzie, może teraz jakąś drogę,  wchodzącą w głąb lasu.

 

Obok mnie wyświetla się paleta z tysiącem kolorów. Mogłoby być ich  więcej, gdybym chciała  i byłoby jeśli malowałabym   kopię obrazu. Bo wtedy, komputer zanurza swój czujnik laserowy w danym punkcie,  lub skanuje cały obraz. I  wychodzi  idealna – tak, dobrze mówię idealna kopia
– W waszym wieku to nie było jeszcze możliwe, gadałam dalej do siebie. Każdy malarz widział inaczej kolory, nie było dostępnych tyle odcieni farb, również komputery i drukarki nie miały takiej synchronizacji.
-Nie, Nie taka wąska droga! Bardziej piaszczysta. – krzyczałam głośno – choć mogłam wcale nie mówić – tylko prześlizgiwać wzrokiem po obrazie, a komputer wiedział, co robić. Podobno byłam nawet utalentowana.

–  Czekaj niech ktoś po tej drodze jedzie np. na ..koniu, w starodawnym stroju np. z XVIII wieku, nie strój francuski – angielski – taki bardziej kobiecy,  strój amazonki  Nie ściągaj z innych obrazów! Wiesz dobrze, że inne kompy od razu to wyłapią! Popraw trochę sam. Niech ma dłuższe loki! Okay! Okay ! Niebo bardziej błękitne. Bardziej niebieskie, nie, nie, nie tak szybko! – stopniowo przechodź.

 

Teraz dobrze. Ujednolić obraz, nasłonecznienie. Słońce niech wychodzi zza tej góry. Nie stąd  uniosłam się w górę i pokazałam palcem. Stąd! Dobrze, dobrze –  bardzo dobrze, ale czekaj, może jeszcze cos poprawimy. Włącz mozaikę lub krystalizację. Albo, lepiej tylko zamglenie, zastosuj ten różowy filtr. Poczekaj no, a dlaczego mnie nie ma na tym obrazie? Zawsze o tym zapominasz Komputerciu. Namaluj mnie piękną jak zawsze, ale patrzącą w słońce, mrużącą oczy, a promienie słoneczne niech mi będą służyły za  ubranie.
 – Przypominam Pani! – kazałam do siebie mówić Pani. To nastąpiło po przeczytaniu takiej jednej starodawnej książki.- Przypominam Pani – powtórzył mój Komputer – że ostatnio przegraliśmy w konkursie tylko dlatego, że Pani kazała mi namalować siebie w stroju nie pasującym do całości. Maluj, maluj teraz, nie przegramy. Wszak promienne ubranie pasuje do całości. Hm, powiedział komputer. Sama Pani tego chce, żeby nie było później na mnie. Maluj, ogarnęłam wzrokiem cały obraz. Był to przepiękny widok. Już nie wiedziałam, ile w tym jest mojej zasługi, a ile komputera. Poczekaj zresztą – niech to ja będę tą śliczną Amazonką.
Usiadłam w cieniu drzewa i patrzyłam na swoje dzieło. Podziwiałam, je tak jak podziwia się piękny zachód słońca. W ciszy i w namaszczeniu. Odczułam swoją wielkość i wielkość swoich czasów. Tak niewiele dzieli już nas od Boskiej Potęgi – pomyślałam i strudzona usnęłam.
 
 
Barbara Ogłodzińska