Wszystkie koleżanki naokoło tak robiły, myślałam, że tak jest dobrze no i nie chciałam być gorsza. Wydawało się nawet, że nie sposób w ogóle zostać matką dopóki nie przerobi się tej sterty lektur.
Mój dobry, dużo starszy znajomy oświadczył kiedyś, że jego synowa jest w ciąży w związku z tym jest na zwolnieniu lekarskim, -bo dodał -ciąża jest w dzisiejszych czasach chorobą i niemal natychmiast po zajściu w nią, prawie wszystkim, szczególnie kobietom należy się zwolnienie.
Prawdopodobnie w związku z równouprawnieniem na zwolnienie mogą liczyć również ojcowie, którzy wyjątkowo źle znoszą ciążę.
-No tacy to mają czas na dokształt- pomyślałam i czytałam w wolnych chwilach, mając nadzieję, że w osiem miesięcy uda mi się przygotować do roli matki.
Kiedyś do tej roli przygotowywano kobiety latami i z pokolenia na pokolenie w każdej rodzinie kobiety przekazywały sobie wiedzę, teraz nastały wg. mnie, wbrew pozorom ciężkie czasy dla tej roli. I jak kobieta nie daje sobie z czymś rady, potrzebuje pomocy to, gdzie jej powinna szukać? W książkach? Gdzie szukać odpowiedzi na pytania dotyczące pełnienia w życiu tej roli, pytań których jest mnóstwo, trudno wszystkie przewidzieć?
Kiedyś kobietę, która została mamą otaczały inne kobiety, matka, babcie ciotki i sąsiadki, były blisko, kobiety sporo czasu spędzały ze sobą. Przyszła mama mogła korzystać z ich doświadczenia i tak zwanej życiowej mądrości. Te wszystkie sposoby na kolki, katarki, dziecięce humorki przekazywane z matki na córki. Przy okazji przekazywano z pokolenia na pokolenie rodzinne historie związane z przyjściem na świat przodków naszego dziecka, związane z tym opowieści, anegdoty. Tak zacieśnia się rodzinna więź, z tych historii zbudować możemy zrozumienie dla zachowań naszych dzieci, ukoić lęki, wzbudzić czujność w odpowiednim momencie.
Teraz nawet jak mama czy teściowa są, to albo za blisko i wtrącają się ciągle i we wszystko, albo są z tych nowoczesnych i przeżywają kolejną młodość. Te ostatnie biegają na walking, aerobik, basen albo jogę, potrafią się nawet zakochać. Zresztą co by nie robiły pożytek z nich niewielki, bo wiecznie są zajęte swoim życiem. Nowoczesne babcie chcą żyć swoim życiem, nowoczesne mamy chcą być samodzielne i niezależne.
Tymczasem kobiety, kobietom są potrzebne, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy . I nie sposób poradzić sobie korzystając tylko z książek. Informacje o opiece i wychowywaniu dzieci można znaleźć w szkołach rodzenia, książkach, telewizji i w internecie.
Nie przypadkiem trafiłam na telewizyjny program pt. NIANIA, czy on ma zastąpić bliskie tj. życzliwe kobiety towarzyszące młodej mamie w trudnych chwilach, wypełnić pustkę, kiedy młoda mama czuje się samotna ze swoimi problemami? Trudno mi uwierzyć, że ten program to dobry pomysł,ale może mój brak wiary wynika z wyobrażeń, które nie idą z duchem czasu.
Brytyjski pierwowzór NIANI, nazywany jest instytucją kreującą modę na…bardziej przemyślane wychowanie. Jest niekwestionowaną gwiazdą, telewizyjny program reality show z jej udziałem, hitem, a książka “Supermanny:How to Get the Best from Your Children” przez siedemnaście tygodni utrzymywała się na liście bestsellerów “ New York Times” z czego większość czasu na pierwszym miejscu. Okazało się, że wychowywanie dzieci może być fascynującym tematem, przyniósł Jo Frost międzynarodową sławę. To napewno świetny biznes, z którego jest niezła kasa, może między innymi dlatego, że tego, jeszcze nie było.
Szkoda, że my w Polsce nie realizujemy własnych pomysłów. Pewnie taniej i wygodniej jest kupić i wykorzystać pomysły, które odniosły sukces na zachodzie, ale ja jestem przeciw takiej formie pomocy i publicznemu jej pokazywaniu.
“Nasza” NIANIA nie jest niestety nawet oryginalna, wzorem brytyjskiej wydała poradnik dla rodziców p.t. „I Ty możesz mieć Super Dziecko”. Ja nie chce mieć super tylko normalne dziecko i poradnika nie kupię, wolę się poradzić mamy albo starszej sąsiadki, one przynajmniej znają moje dziecko osobiście.
Omijając moje własne, złe wrażenia, to podobno teraz w niektórych polskich domach straszy się dzieci telewizyjną NIANIĄ, tak jak kiedyś straszyło się dziadem, albo czarną wołgą. Teraz, kiedy dziecko jest niegrzeczne, nie do wytrzymania, rodzice sobie nie radzą, chwytają za telefon i mówią " Jak się nie uspokoisz, nie zrobisz o co proszę to… zadzwonię do telewizji po NIANIĘ. Niezłe,niezłe, niezły pomysł na osiągnięcie celu tzn. świętego spokoju, ciut chyba nawet lepszy od zaklejania dzieckom buziek taśmą klejącą z jednoczesnym przyklejeniem taśmą do krzesełka. Co robiła jedna zagraniczna przedszkolanka, a dzieciaki to wygadały, wiadomość poszła w świat i dotarła między innymi do nas. Sama sobie winna, po co im te dzioby w ogóle odklejała.
Kiedyś za karę dzieci klęczały na grochu, a w nagrodę podobno, codziennie dostawały łyżkę tranu i nigdy informacja o tym nie ukazała się w mediach. Do dziś chyba nie ustalono co było dobre, a co złe. Faktem jest, że niektórzy uczestnicy tych praktyk, dziś więcej niż dorośli wspominają jako traumatyczne przeżycie z tranem, przy którym klęczenie na grochu to był po prostu pikuś.
Jak dzieci będą wspominały telewizyjną NIANIĘ? Pożyjemy to się dowiemy.