Transport powszechny ma czasem swoje uroki, a tramwaj szczególnie jest pod tym względem wyjątkowy. Jego niespieszne przemieszczanie się zawsze jakby nieco odstaje od nowoczesnej pogoni życia, a tego kto w nim jedzie zabiera na chwilę w refleksyjną podróż miedzy jedną częścią codzienności a drugą.

Przez chwilę daje on możliwość spojrzenia nieco z boku na te wszystkie śmiertelnie poważne i niecierpiące zwłoki sprawy. Bycie obok, a nie w środku całego zgiełku świata daje czasem ciekawe i nieżadko zaskakujące spostrzeżenia.

Gdy tak z wolna poddawałam sie nastrojowi, a za szybą zmieniały się kolory, twarze i cudze sytacje wyrwane zupełnie z kontekstu, spojrzałam na kobietę idącą chodnikiem.

Normalnie nie zatrzymałabym na niej wzroku dłużej, a przynajmniej nie byłby to wzrok zdziwiony, gdyby nie mały przyciągający uwagę szczegół w jej ubiorze…

Eh moda …jak wiadomo zmienną jest. Niczym bumerang odchodzi i wraca, zmieniając nieco tylko preferowane barwy lub materiały swego języka wyrazu. To wielki gar, do którego wrzuca się to co już było z odrobiną czegoś nowego, efekty bywaja czasem co najmniej zaskakujące, podane jednak na tacy przez uznanych projektantów wyznaczają nam kobietom obowiązujące trendy dzielac ludzi na tych co na czasie i tych co poza nim.

Wracając więc do owej kobiety za szybą mego tramwajowego obserwatorium. Szczegółem, który tak mnie zaintrygował w jej ubiorze były.. skarpety.. tak skarpety, w szerokie
brazowo-bordowe pasy.

Hmm, wiem i co w tym dziwnego? Niby nic, sama mam w szufladzie kilka par podobnych, jednak nigdy nie przyszłoby mi do głowy łączyć ich z odkrytymi, sandałkami na obcasach, dopełniając resztą w stylu lekko biznesowym. Wiem ekstrawagancja, znam ją jeszcze ze szkoły, doświadczyłam już malowanych spodni, własnoręcznie szytych butów i tym podobnych rzeczy, ale to była szkoła plastyczna, i liczyła się wtedy ponad wszelki sens i wygodę oryginalność.

Kobieta ta jednak bynajmniej nie wygladała na przedstawicielkę zbuntowanej lub ekstrawaganckiej rasy kobiet, wręcz przeciwnie była to raczej osoba, która widoczne na zewnątrz silne poczucie wartości, czerpała głównie ze swej pozycji społecznej, dobrego wykształcenia i ..no właśnie… bycia zawsze na czasie w dziedzinie aktualnej mody. I najwyraźniej to ostatnie było wystarczającym argumentem by kobieta ta zupełnie na poważnie przemieżała ulice w takowym odzieniu.

Pomyślałam sobie wtedy, jak daleko my kobiety dałyśmy się modzie w objęcia. Jak czasem szybko zmienia sie nasze wartościowanie i kanony tego co piękne i brzydkie. I jak bezkrytycznie przyjmujemy trendy, traktując je do tego z wielką powagą.

Parę lat temu z pewnością pomysł założenia pasiastych skarpet do butow na obcasach i biznesowego garniturku, byłby określony całowitym brakiem gustu, a już na pewno powodem estetycznego zniesmaczenia.

Wątpię też by szef prestiżowej instytucji wykazał się wówczas iście wizjonerską tolerancją w stosunku do posiadaczki owych skarpet piastujacej wysokie stanowisko w jego firmie.

Coż mężczyźni zwykle wyróżniają się sporą odpornością na modę i może na szczęście dla nas, bo nie musimy modlić się oto by nasz partner idąc ślepo za modą nie zaskoczył nas pasiastymi skarpetami zakładanymi na wierzch do garnturu…

My mamy to z głowy, mężczyznom natomiast możemy tylko współczuć i dziękować jednocześnie za żelazne nerwy i tolerancję w stosunku do naszych tak licznych odzieżowych wynalazków.

Moda to zabawa i teatr. Wiedzą o tym projektanci wiedzą też , że nie wszystko da się przenieść w życie i z resztą wcale nie o to chodzi. Najgłupsze co można zrobić modzie to traktować ją jak starszą panią …zbyt serio.
 
 
Magdalena Mirowicz