Miłość z bazylią w tle (fragment 2) – Nika Jabłonowska

 

„Nowości Portogruaro”  miały ukazać się we środę. Czekali na ten dzień w ogromnym napięciu. Kiedy wreszcie listonosz pojawił się na ich ulicy, niemal wyszarpnęli mu gazetę i prawie ją porwali usiłując jednocześnie czytać. Artykuł był pochwalny, dziennikarz zaznaczał, że trafił na cudowne miejsce, gdzie atmosfera jest domowa, a jedzenie – bezkonkurencyjne. „W przeciwieństwie do dużych restauracji, – pisał – gdzie wszystko jest bezosobowe, a potrawy odgrzewają w mikrofalówce, tu od razu czujesz się jak długo oczekiwany gość.  Może musisz trochę poczekać na swoje zamówienie, ale masz pewność, że wszystko jest świeże i bardzo smakowite”. Kilka linijek poświęcono też nowo planowanym rozrywkom, proponując czytelnikom dwa darmowe bilety wstępu na pierwszą imprezę.
       Uroczyście wycięli cały tekst i powiesili go na.
–  Może powinniśmy go powiększyć – zastanawiał się Giovanni. – Albo wykupić cały nakład i rozłożyć na wszystkich stolikach.

Restaurator nie mówił nic. Lili trąciła go w ramię.
– Przyznaj się, jesteś dumny.
– Si– zgodził się po chwili i odchrząknął jakby miał coś w gardle. – Jestem cholernie dumny. I bardzo wam dziękuję.
    Nie mieli czasu na dalsze zachwycanie się artykułem, bo zostało jeszcze sporo rzeczy do zrobienia. Mężczyźni kończyli malować  na szybie napis: „Bingo we czwartek”, Lili biegła na zakupy, a Lu upinała świeże firanki.
– Pamiętasz o wszystkim? – spytał Toni. – O zielonej czapce też?
Kiwnęła głową. Pocałował ja mocno i żartobliwie klepnął w pupę na do widzenia.
– Sobie także coś kup i wracaj szybko, bo już za tobą tęsknię.
Podał jej banknoty.
– Mam nadzieję, że ciotka Luciana przesadziła z tym ich szczęściem do wygranych. Inaczej pójdziemy z torbami zamiast się wzbogacić.
     Pomachała mu jeszcze przez okno i w pośpiechu zapinając płaszczyk poszła do „Tego i owego”, gdzie za ladą siedziała signora Ana, potężna włoska matrona ze szpakowatymi włosami zebranymi w gruby kok. Swoimi gabarytami przytłaczała nieco przestrzeń małego sklepiku. Jej i tak dużą postać powiększały chusty omotane wokół tułowia, które przy każdym ruchu łagodnie falowały. Na szczęście pokaźna niewiasta wstawała ze swego fotela rzadko albo wcale. Wszystkich klientów obsługiwała siedząc. Do kasy sięgała ryzykownym przechyłem w tył, przy którym fotel nieco trzeszczał. Przedmioty będące w jej zasięgu podawała upierścienioną, dłonią,, te stojące dalej wręczali jej usłużni kupujący przerażeni groźnym brzmieniem jej głosu. A był to głos! Dudniący, chropowaty bas, którego nie powstydziłby się wielki mężczyzna.

Oferta handlowa była szeroka. Kolorowe kamyki, kadzidełka, trochę szkła, eleganckie lampy i tombakowe pierścionki. Lili zachodziła w głowę jak to wszystko mieści się na tak niewielkiej powierzchni. Zaglądała tu czasem i zawsze wychodziła z jakimś zakupem. Nie dlatego, że coś szczególnie ją urzekło, raczej z powodu właścicielki, która tonem nie znoszącyrm sprzeciwu mówiła: ,,to ci się przyda ragazza”. Tak było też za pierwszym razem, kiedy wstąpiła tu raczej z ciekawości. Oglądała właśnie wysmukły czerwony wazon, który wyglądał jakby zatopiono w nim powietrze.
–   Kup, będziesz miała gdzie wstawiać kwiaty od swojego mężczyzny -powiedziała basowo sprzedawczyni.
 

 

Nika Jabłonowska, www.nika.84.pl, mail: [email protected]
Lubi zapach lawendy, dobrą herbatę, robienie konfitur, "Rok w Prowansji" na zimowe smutki, Jane Austen, kryminały Agathy Christie, gadanie przez telefon i zupę ogórkową.
O książce "Miłość z bazylią w tle": Chciałabym, żeby była miłym przerywnikiem w codzienności. Wszystkie przepisy kulinarne są sprawdzone, pochodzą  z włoskiej kuchni mojej przyjaciółki. Życzę przyjemnego czytania.