Agnieszka Zydroń – krakowianka, absolwentka kulturoznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. W młodym wieku założyła firmę, która zaczęła przynosić duże zyski. Na podstawie doświadczeń i obserwacji napisała książkę o sytuacji oraz świadomości finansowej współczesnych Polaków. „Życie na kredyt” to jej druga książka. Jest mamą dwójki dzieci oraz autorką poradnikowego bestsellera „Zazdrość kobieca” (Helion, 2010).

W centrum kryzysu finansowego, wszechobecnych kredytów, kuszących zakupów na raty stoi człowiek – zagubiony, pożądający nowych przedmiotów, pragnący żyć dostatnio i wygodnie. Wielokrotnie ulegamy pokusie zakupu rzeczy, na którą nas nie stać lub jej nie potrzebujemy.

Jak poradzić sobie z rosnącymi rachunkami, ratami, monitami z banku? W jaki sposób korzystać z reklamy, a jednocześnie nie pogrążyć się w nadmiernej konsumpcji? Jak ominąć pułapkę kredytową, nauczyć się kontroli chciwości i własnych emocji, które potrafią zrujnować budżet.

Jak wybrać między mieć a być? Jak żyć w epoce pod nazwą Życie na kredyt?

Książka składa się z siedmiu rozdziałów:

– Kto daje, kto bierze kredyty?
– Dlaczego zaciągamy kredyty, których nie potrzebujemy?
– W oczekiwaniu na przyznanie kredytu
– Bank przyznał nam kredyt. Euforia!
– Życie na kredyt – psychiczne i fizyczne więzienie
– Jak nie wpaść w pułapkę finansową?
– Wychowanie młodego pokolenia w świadomości finansowej

„Życie na kredyt” ukazała się 26 kwietnia, książka jest dostępna w księgarniach w całej Polsce oraz w Internecie. Patronem medialnym jest portal ekobiety.pl

Fragmenty książki:

Żyje się za pieniądze, ale nie należy żyć dla pieniędzy.
Nicolas Sébastien Roch Chamfort

Wstęp
Trzeba powiedzieć to głośno, pieniądze są w życiu bardzo
ważne i jest to jak najbardziej naturalne. Wszyscy chcemy
mieszkać w komfortowych domach, jeździć bezpiecznymi
samochodami, nie martwić się o podstawowe warunki bytowe.
Możemy nie przyznawać się do tego publicznie, ale każdy
funkcjonujący w społeczeństwie człowiek pragnie zapewnić
bezpieczeństwo finansowe sobie i swoim najbliższym. Nie
ma w tym niczego dziwnego ani grzesznego. Jednak wiąże się
z tym duży problem, który ściąga na dno coraz większe rzesze
młodych ludzi. Tak bardzo pragną oni powiększyć swój
stan posiadania, że przestają realnie szacować koszty. Liczy się
pieniądz i dobro, które można za niego kupić. Opamiętanie
przychodzi z czasem – często jednak za późno.

Dlaczego „Życie na kredyt”? Skąd pomysł na taki temat?
Nie trudno się domyślić, obserwując polskie ale także światowe
rynki oraz nastroje społeczne. W ostatnich miesiącach
przeżyliśmy bardzo trudne momenty załamania finansowego.
Pojawiło się widmo upadku rynków finansowych światowych
potęg. Lęk zajrzał w oczy nie tylko prezesom wielkich korporacji,
ale przede wszystkim wywołał popłoch wśród zwykłych
obywateli. Jak będziemy funkcjonować, skoro nie będzie
wypłacalności banków, nieruchomości stracą swoją wartość,
będąc obciążone kredytami na dużo wyższe kwoty? Kto będzie
spłacał systematycznie rosnące raty? Jak uchronić się przed
utratą pracy i zarobków? Jak będziemy żyli, kiedy utracimy
źródło dochodów? Czy czeka nas upadłość konsumencka,
egzekucje komornicze, życie na bruku? Kto wychowa nasze
dzieci, jaką przyszłość zapewnimy młodemu pokoleniu? Te,
a także wiele innych pytań, nasuwają się człowiekowi, kiedy
słyszy groźne wieści płynące ze szklanego ekranu.
 
Ze wszystkich stron docierają do nas informacje o skokach
cen walut. Każdy, kto zaciągnął kredyt w obcej walucie,
z duszą na ramieniu śledzi informacje o rynkach walutowych.
Dla zwykłych ludzi przestały to być nieistotne kwestie, leżące
w obszarze zainteresowania obcego świata finansjery. Zmiany
na rynkach finansowych wpływają na naszą codzienność, na
nasze stosunki z bliskimi, na naszą cierpliwość wobec dzieci,
żony, męża. Jeżeli raty kredytu rosną, człowiek staje się drażliwy
i irytują go nieistotne drobiazgi, np. źle ułożone ubrania. Jeżeli
maleją, uśmiecha się nawet gdy uderzy głową o coś twardego.
 
Dzieci stają się dodatkowym balastem, który należy wliczyć –
niczym kolejną ratę – do zlecenia w banku. Trzeba opłacić nianię
lub przedszkole, kupić nowe buty i kurtkę. Ile to kosztuje?
Dzieci to skarbonka.
 
Żyjemy w przeświadczeniu, że normalność
to balast, zaś kredyty firmowe lub konsumenckie to istniejąca
od wieków naturalna sprawa. Oczywiście, zawsze istniały
na świecie pożyczki. Biedni ludzie byli wyzyskiwani
i uzależniani finansowo przez bogatszych. Odpracowywali
swoje, obiektywnie rzecz biorąc, niewielkie długi do końca swoich
dni, pozwalając się poniżać i zastraszać bardziej cwanym
i sprytniejszym. Wystarczy człowieka w potrzebie zachęcić do
wzięcia żywej gotówki, która w oczach desperata jest manną
z nieba. Będąc pod tak zwaną kreską, jest on w stanie podpisać
wszystko, byle tylko w tym momencie otrzymać pieniądze do
ręki i załatać małą dziurę. Najczęściej, pożyczkodawca orientuje
się w psychologii i potrzebach pożyczkobiorcy, więc narzuca
warunki, które nie wpadłyby do głowy nikomu, a tym bardziej,
w innych warunkach, nikt by ich nie zaakceptował.
 
Inaczej jest jednak w sytuacji, kiedy człowiek jest już zadłużony, brakuje
mu na codzienne życie i potrzeby, posiada za to jeszcze niewielki
dom, w którym mieszka z rodziną. W takim wypadku
„pomocna dłoń” kusi wyobrażeniem o rychłej wypłacie
gotówki, zaś dla czystej formalności proponuje: Zastawisz dom,
ale przecież pieniądze wkrótce oddasz i nikt ci dachu nad głową
nie odbierze. Przecież masz dzieci, a ja nie jestem potworem.
 
Człowiek wierzy w to, w co chce wierzyć. Szuka potwierdzenia
pozytywów i utwierdza się w nich. Trudniej spojrzeć
sobie w oczy i powiedzieć: Spadam na dno. Trzeba sprzedać
dom za normalną rynkową cenę, pospłacać długi i zacząć powolutku,
mozolnie, od nowa dorabiać się i budować bezpieczną
przyszłość. Nie! Lepiej trwać w przekonaniu, że dom uda się
zachować, pieniądze oddać… i będzie dobrze. Optymistyczny
scenariusz nie musi się jednak spełnić. Takie myślenie często
doprowadza na skraj bankructwa. Brak świadomości własnej
sytuacji, zero obiektywizmu i niechęć do przyznania się przed
samym sobą, że zawaliłem.
 
W dawnych czasach, kiedy nie było scentralizowanego
systemu bankowości i systemu egzekucji długów, wszystko
przebiegało podobnie jak dziś, bo za każdym komputerem
czy pismem ponaglającym stoi człowiek. Kiedyś trzeba było
dotrzeć do dłużnika, który mógł uciekać i chować się po
lasach. Jeżeli jednak został złapany, śmierć lub kalectwo były
tylko kwestią czasu. Dzisiaj przestrzegane są prawa człowieka.
Nie wolno zabić za dług, choć w świecie przestępczym, mafijnym
takie postępowanie jest na porządku dziennym. My jednak
w ramach tej książki nie będziemy zajmowali się tego typu
pozaprawnymi działaniami.
 
Prawne sposoby egzekucji długów, wydają się dla dłużnika
bezpieczne. Jest to jednak tylko złudzenie. Człowiek, który
nie daje rady spłacać zaciągniętych zobowiązań, zostaje społecznie
napiętnowany. Traci dobre imię, poczucie bezpieczeństwa,
zostaje z niczym i jest odtrącony przez otoczenie. Staje
się wyrzutkiem. Odczuwa wielki lęk i samotność. Nie bez
przyczyny mówi się: Przyjaciół poznajemy w biedzie. Bardzo
trudno pozostać przy człowieku, który traci z dnia na dzień
luksusowe samochody, dom, nie ma siły wstać z łóżka i boi
się otwierać koperty z korespondencją od firm windykacyjnych.
Traci on nie tylko majątek, ale także godność, dumę,
samego siebie. Staje się nieobecny, trudny w kontakcie. Kto
przy takiej osobie wytrwa, jest prawdziwym przyjacielem.
 
Oczywiście, większość z takich ludzi nigdy się już nie podnosi
na finansowe wyżyny. Są jednak i tu wyjątki od reguły. Człowiek,
dopóki żyje, zawsze ma szansę podnieść się. Trudno jednak
tego dokonać, jeżeli perspektywą na najbliższe 40 lat jest
pasmo rat, odsetek, spłacania horrendalnych i wciąż rosnących
zaległości. Bankrut uświadamia sobie, że nawet gdy śpi
lub je, staje się coraz biedniejszy, bo odsetki nie śpią. Każda
godzina życia kosztuje, bo czas to pieniądz.
 
Dramat współczesnego świata. Dramat pojedynczego człowieka.
Dramat dzisiejszych społeczeństw. Staliśmy się niewolnikami.
Jeżeli nie zapłacimy podatku w terminie, odsetki
rosną. To i tak najtańszy kredyt na rynku, ale urząd skarbowy
ma w rękawie asy w postaci kontroli, kar, upomnień. Nerwy
gwarantowane. Lepiej zapłacić daninę i iść dalej.
 
Oczekujemy od przedsiębiorców ludzkich odruchów, zlitowania
się nad konsumentem, obniżenia cen. Jak jednak mają
oni tego dokonać, skoro każdego dnia spadają na nich nowe
opłaty, obciążenia, raty? Oczywiście, wielu z nich popada
w chciwość, zachłanność, jednak wcale nie jest łatwo żyć ze
świadomością obciążenia kilkumilionowym zadłużeniem,
nawet jeżeli jest ono w tej chwili regularnie spłacane. Wielu
bogatych ludzi nie mogąc znieść tej presji, szuka ucieczki
i chwili zapomnienia w używkach, kobietach, hazardzie. Nie
mówimy o wszystkich, ale o wielu. Krytykujemy ich, mówimy,
że pieniądze przewróciły im w głowach, tak naprawdę jednak
nie znamy nawet części uczuć i sytuacji, z którymi muszą oni
radzić sobie na co dzień.
 
Zwykły, będący konsumentem Kowalski, potrafi jednak
także ściągnąć na swoją głowę problemy, z którymi będzie
borykał się przez następne pół wieku. W jaki sposób? Odpowiedź
jest jedna – konsumpcja i brak edukacji finansowej.
Ludzie myślą: Mam pieniądze – szaleję, nie mam – nie
wydaję. Życie jednak kusi coraz to nowszymi gadżetami, telewizorami,
samochodami, pralkami, komputerami i promocjami.
Bez problemu można wejść do hipermarketu i od ręki
zadłużyć się na sumę, którą będziemy musieli odpracowywać
rok. Nie musieliśmy, ale skusili nas. Konsekwencje będziemy
ponosić my sami. Kilka takich nierozsądnych ruchów w życiu
i już mamy problemy.
 
Nie trzeba zaciągać wielkich kredytów
hipotecznych, aby wpaść w pułapkę kredytową – choć najczęściej
to one są jednak tego przyczyną. Najczęściej jednak
to zaciąganie kredytów gotówkowych w firmach oferujących
uproszczone procedury kredytowe, staje się dla wielu ludzi –
zarówno w Polsce, jak i na świecie – przysłowiowym gwoździem
do trumny. Abstrakcyjnie wysokie, zbliżone do lombardowego,
oprocentowanie, warunki korzystne wyłącznie
dla pożyczkodawcy, wysokie sankcje i kary za spóźnienia – to
wszystko sprawia, że człowiek staje się śrubką w samonakręcającej
się machinie. Kredyty hipoteczne, opiewające na wielkie
sumy, oferowane są na mniejszy procent, ze względu na
pewne zabezpieczenie. Podprogowo jednak zagrażają pozbawieniem
człowieka najcenniejszej rzeczy na świecie – domu.
Bo czy można poczuć się niczym w bezpiecznej przystani,
kiedy zdajemy sobie sprawę, że nasz dom, w razie problemów
finansowych, zostanie nam brutalnie i bezceremonialnie
zabrany przez bank? W takim razie czy naprawdę własny
dom będziemy mieli dopiero za 40–50 lat, kiedy uda nam się
spłacić ostatnią ratę kredytu?
 
Dlaczego tak często zaciągamy kredyty, których nie musimy
brać? Bo jesteśmy podatni na reklamę, próżni i zachłanni, nie
mamy pokory wobec świata i własnych, ograniczonych ludzkich
możliwości. Tak naprawdę żaden człowiek nie jest w stanie
zagwarantować sam sobie, że za kilka lat nie dopadnie
go choroba, nie ulegnie wypadkowi samochodowemu, nie
będzie miał problemów z utrzymaniem stanowiska pracy lub
zawirowań w biznesie. Trzeba jednak starać się być obiektywnym
i oceniać bardzo realnie swoje możliwości i zagrożenia.
Nie chodzi o to, aby stać się nagle czarnowidzącym pesymistą,
który zawsze widzi szklankę do połowy pustą. Chodzi
o realne patrzenie na rzeczywistość, instynkt samozachowawczy
i świadomość, że choć bardzo wiele, jednak nie wszystko
zależy od nas. Prawa rynku, nastroje społeczne, wahania na
rynkach finansowych, kampanie medialne, a nawet żywioły
mają wpływ na to, co dzieje się wokół nas. Choćbyśmy więc
wyklejali pokoje kartkami z napisem „Mogę wszystko”, na
pewne sprawy wpływu jednak nie mamy.
 
Możemy ciężko pracować, możemy się dokształcać i rozwijać,
ale tylko pokora wobec otaczającego nas świata wraz z pragnieniem
osiągnięcia celu, może doprowadzić nas na szczyty.
Bez pokory, możemy wdrapać się bardzo wysoko, a potem
spaść z wielkim hukiem. Brutalne, ale jakże prawdziwe, szczególnie
w odniesieniu do zadłużania się i życia ponad stan. Najpierw
kupowanie modnych, nowoczesnych rzeczy, a później
uciążliwe raty. Lepiej kilka razy przeanalizować zagrożenia,
niż stracić wszystko przez własną naiwność.
 
Rozgraniczyłabym tutaj dwie sytuacje. Chodzi o to, aby nie być pysznym,
ale pozostać pewnym siebie. Nie stać się naiwnym, ale zachować
pokorę wobec życia. Taka postawa może przynieść nam
wiele dobrego i uchronić przed wieloma zawieruchami, także
finansowymi, o których w tej książce będę pisać.
Wszyscy mamy świadomość, że pieniądze szczęścia nie
dają, jednak bez nich trudno osiągnąć w cywilizowanym świecie
pełnię szczęścia. Funkcjonowanie niektórych społeczności,
np. Amiszów, udowadnia, że życie bez mediów, gonitwy za
dobrami materialnymi może być pełne wewnętrznej harmonii
i radości. Podobnie jest z klasztorami-pustelniami w Rosji, do
których ludzie uciekają przed chaosem dzisiejszego świata.
Niestety, wszyscy nie pozamykamy się w klasztorach, a świadomość
finansowa byłaby bardzo pomocna w osiągnięciu harmonii
ducha, także w pędzącej machinie świata. Pamiętajmy,
że trwa nieustanna rywalizacja o nasze pieniądze. Instytucje
udzielające pożyczek mają opracowane doskonałe procedury,
a ich pracownicy są inteligentni i wykształceni. W porównaniu
z osobami, do których mają dotrzeć, wypadają naprawdę
imponująco. Ważne jest, żeby zrozumieć, że cały czas jesteśmy
celem i stale musimy mieć się na baczności, żeby nie ulec
manipulacjom.
 
Książka ta porusza problem dotykający ludzi na całym
świecie. Z jednej strony, czujemy się chronieni przez państwo,
jego struktury i wyznaczniki. Z drugiej zaś, podświadomie
czujemy, że jeżeli sami sobie nie poradzimy, państwo
wypluje nas na margines społeczny i ekonomiczny, bez skrupułów
pozbywając się „nierentownych” obywateli. Demokracja
jest ustrojem najbardziej bezpiecznym, choć dalekim od
doskonałości. Wiemy jednak, nauczeni przykładami z historii,
jak bardzo niebezpieczne jest zaufanie ustrojowi dyktatury.
 
Bo jeżeli ideał zostałby zachowany, rządziłby wielkoduszny,
sprawiedliwy, wymagający ale i kochający społeczeństwo dyktator.
Mielibyśmy raj na ziemi. Niestety, sytuacje, które miały
miejsce w ubiegłym wieku, uświadamiają, jak okrutne żądze
kryją się w jednostkach. Złożenie w rękach jednej osoby życia
milionów, nigdy więc nie jest ani bezpieczne, ani rozsądne.
Dlatego też znosimy niedogodności demokracji, swary i kłótnie,
wzajemne blokowanie działań, ale są to po prostu uwierające
bolączki codzienności. Obecnie jesteśmy niewolnikami
samych siebie. Naszej potrzeby posiadania, naszych zazdrości
i pozorów, które za wszelką cenę chcemy zachować.
Dziś nie władca-dyktator, ale reklama, gonitwa za pieniądzem,
żądza posiadania – są współczesnymi dyktatorami.
Najważniejsze, aby zrozumieć po co zadłużamy się. Jakie są
tego przyczyny i skutki. Co wywołuje w nas chęć nadmiernego
posiadania nie za swoje pieniądze, posiadania za wszelką
cenę? Jakie mamy z tego powodu profity i jakie niesie to zagrożenia?
 
Odwieczne pytanie: Mieć czy być? – znów powraca
z wielką mocą. Może warto zmodyfikować swoje myślenie,
uznając, że bardzo ważne jest zarabianie pieniędzy, a jeszcze
ważniejsze mądre ich wydawanie. Nie powinniśmy się oszukiwać.
Posiadanie pieniędzy jest konieczne i każdy, kto funkcjonuje
w społeczeństwie, dąży do polepszenia swojej sytuacji
materialnej. Jest to jak najbardziej naturalne i dobre. Musimy
jednak zweryfikować swoje poglądy na temat zadłużania się
i płynących z tego nie tylko korzyści, ale i zagrożeń.
 
Zadajmy sobie pytanie: Dlaczego tak bardzo chcemy uczestniczyć
w grze pod nazwą „Życie na kredyt”?

Bankier to ktoś, kto pożycza ci parasol,
kiedy świeci słońce, ale chce go z powrotem
w chwili, gdy zaczyna padać.

Mark Twain

Kto daje, kto bierze kredyty?
Zastanawiając się nad postawionym w tytule pytaniem,
możemy natychmiast odpowiedzieć – wszyscy. Czy jednak
jest to prawda? Owszem, zapewne każdy dorosły, pracujący
od jakiegoś czasu człowiek, miał do czynienia z pożyczkami,
zakupami na raty, a także klasycznymi kredytami hipotecznymi.
 
Kwestią jest jednak, jaka motywacja nim kierowała,
w jakich warunkach i sytuacjach decydował się na finansowanie
zakupu nie z własnych środków. Jeżeli musiał, bo
była to jedyna możliwość zdobycia własnego mieszkania, nie
powinniśmy się dziwić. Na całym świecie funkcjonują systemy,
które pozwalają młodym ludziom kupować z pomocą
banków mieszkania lub domy, które następnie spłacają kilkadziesiąt
lat. I nie jest to absolutnie złe wyjście. Jeżeli człowiek
miałby przez 30 lat wynajmować lokum spełniające wymagania
czasami kilkuosobowej rodziny, nie tylko nie byłoby to
opłacalne, ale wręcz idiotyczne. W ten sposób spłacałby kredyt
innej osoby, która zakupiła nieruchomość pod wynajem.
 
Drugim wyjściem, pozwalającym uniknąć zapożyczenia się
w banku, jest zamieszkanie z rodzicami, jeżeli oczywiście
sprzyjają temu warunki. Nie trzeba jednak nikomu uświadamiać,
jakie konflikty rodzinne rodzą się, jeżeli młodzi ludzie
nie są w stanie usamodzielnić się i uniezależnić od rodziców.
Wielu wolałoby borykać się z kredytem przez pół wieku, niż
mieszkać z własną rodziną u teściów lub rodziców. Byłoby
to z reguły wyjście najprostsze, w perspektywie czasu jednak
najbardziej niebezpieczne dla młodego małżeństwa.
 
Cóż więc robić, kiedy jesteśmy młodzi, pragniemy prywatności,
mamy w perspektywie dobrze płatną pracę? Oczywiście,
możemy po dokładnym wyliczeniu ryzyka złożyć
wniosek o kredyt hipoteczny i w niedługim czasie wprowadzić
się do wymarzonego M lub niewielkiego domku na
przedmieściach. Problem polega na tym, że młodzi ludzie,
którzy nagle zaczynają bardzo dobrze zarabiać, tracą czujność
i bardzo chętnie biorą pożyczki, byle tylko zaspokoić
większość wymyślonych zachcianek. Można byłoby jeździć
tańszym samochodem, po co jednak, skoro tak łatwo
dostać kredyt na ekskluzywny pojazd. Reklamy kuszą promocjami,
propozycjami łatwych pieniędzy, narażając ludzi
na wielkie problemy.
 
Prawda jest taka, że brak doświadczenia
życiowego i coś na kształt brawury sprawiają, że ludzie
bez zastanowienia wiążą się niebezpiecznymi umowami do
końca życia. Nie biorą pod uwagę, że coś może pójść nie po
ich myśli, że po drodze może zdarzyć się wypadek, choroba,
utrata pracy. Nie są to wizje końca świata, takie sytuacje
po prostu się zdarzają i kiedyś mogą przytrafić się każdemu.
 
Banki kuszą nas dobrobytem, któremu trudno się oprzeć,
skoro jest na wyciągnięcie ręki. Młodzi ludzie nie rozumieją,
dlaczego nie mieliby pojechać na drogie wakacje w egzotycznych
krajach, o których istnieniu ich rodzice i dziadkowie nie
mieli nawet pojęcia. Weekendy w modnych klubach wielkich
miast, zabawa do rana, drogie drinki i pokazanie się w ubraniach
od projektanta – to dla wielu cel ich życia. Wyjazdy do
SPA, obiady w najdroższych restauracjach, niesprawdzanie
cen podczas zakupów, znudzenie, a zarazem styl życia ponad
stan – to cechy współczesnych pokoleń. Ludzie dopiero gdy
odczują na własnej skórze, czym jest zagrożenie całkowitym
upadkiem, mogą opamiętać się i zawrócić z drogi na finansowe
i psychiczne dno.
 
Mało kto zdaje sobie sprawę, że szukając coraz to nowszych
samochodów, domów, ubrań, tak naprawdę próbuje
zagłuszyć pustkę, która pojawiła się w jego wnętrzu. Powoli
stajemy się niewolnikami przedmiotów zagracających nasz
dom i garaż. Jeżeli kupujemy dom letniskowy na kredyt,
w którymś momencie staniemy się jego niewolnikiem.
Trzeba będzie na niego zarabiać przez najbliższe kilkanaście
lub kilkadziesiąt lat, a w wolnym czasie, zamiast odpocząć,
trzeba będzie pojechać skosić trawę, pomyć okna, przewietrzyć…
 
W pewnym momencie człowiek orientuje się, że żyje
dla rzeczy, marnując czas, który mógłby poświęcić najbliższym.
Zamiast pobawić się z dziećmi, zastanawiamy się skąd
wziąć pieniądze na kolejną ratę, wściekamy się na całkowity
brak czasu, robimy przeglądy naszych samochodów, które
nieuchronnie się starzeją. (….)

Wywiad z Agnieszką Zydroń, autorką książki 'Życie na kredyt”

To Pani druga książka. Poprzednia dotyczyła zazdrości kobiecej. Skąd taka zmiana tematyki?

Moim celem jest opisywanie tematów, które nas otaczają, są dla nas często trudne a zarazem wstydliwe. Jako kobiety powinnyśmy cały czas się rozwijać, szukać, nie osiadać na laurach umysłowych i życiowych. Jest wiele tematów, które nas dotyczą. Nie żyjemy tylko jako specjaliści wykształceni w konkretnym kierunku. Przecież także finansiści muszą jeść, więc mogą interesować się tematyką zdrowego odżywiania. Każdego człowieka codziennie interesuje wiele tematów, które składają się na całość jego życia. Kobieta odczuwająca zazdrość, musi także planować wydatki, widzi reklamy, buduje jakiś obraz otaczającej jej rzeczywistości. Zainteresowanie jednym tematem nie wyklucza drugiego. Poza tym ja piszę jako zwykły konsument, nie umieszczam wykresów, tabelek, statystyk. Oczywiście, na rynku dostępnych jest wiele poradników finansowych, jednak ludzie bardzo często nie dają rady z ogarnięciem specjalistycznych terminów, planów finansowych. Mówię to z własnego doświadczenia. Książka może mieć wielką wartość a zarazem nie zdobyć zainteresowania.

Pisze Pani o pułapkach finansowych. Czy ma Pani osobiste doświadczenia z tym związane?

Moje osobiste doświadczenia finansowo- kredytowe dotyczą sprzedaży nieruchomości, które są moją pasją i naszym rodzinnym sposobem na życie. Byłam świadkiem zaciągania ogromnych kredytów pod wpływem emocji. Młodzi ludzie na fali łatwej dostępności kredytowej kupowali dom z przeznaczeniem na letnisko za kilkaset tysięcy zł. Mieli już mieszkanie i samochód na kredyt i nagle tracili pracę. Z dnia na dzień dotykała ich katastrofa finansowa a co za tym idzie życiowa. Dodatkowo osoby takie, nawet jeżeli udaje im się regularnie spłacać wszystkie należności, najczęściej nie mają czasu na korzystanie z zakupionych nieruchomości, sprzętów. Są po prostu skupione tylko na wyrobieniu na opłacenie rat i rachunków.  Jestem zdecydowanie praktykiem a nie teoretykiem w sprawach biznesu i finansów. Sama obserwuje, jak specjaliści pięknie mówią o ideach, które w praktyce zupełnie się nie sprawdzają. Doświadczenie to najcenniejsza sprawa w życiu.

Dlaczego jesteśmy tak podatni na podejmowanie ryzykownych decyzji finansowych?

Myślę, że mało się z nami rozmawia już od dziecka na temat gospodarowania pieniędzmi. Więcej się straszy lub zupełnie ignoruje temat. Są rodzice, którzy osiągają duże dochody i z braku czasu spełniają wszystkie zachcianki dzieci. Zasypują je pieniędzmi, rekompensując w ten sposób niedobór czasu i uwagi. Takie dzieci zupełnie nie biorą pod uwagę braku gotówki, jakiegokolwiek planowania, myślenia o przyszłości. Wydaje im się oczywiste, że można w każdej chwili żyć przyjemnością, konsumować i kupować wszystko, na co przyjdzie im ochota. Jeżeli w dorosłym życiu taka osoba zostałaby bez wsparcia finansowego, zupełnie nie potrafi poradzić sobie i właściwie nadal jest bezradna jak małe dziecko. Są także rodzice, którzy ciężko pracują, z trudem wyrabiają na wszystkie potrzeby, rachunki i odczuwają lęk finansowy. Swoim dzieciom często na temat pieniędzy mówią coś w rodzaju: „ Zobaczysz, jak będziesz dorosły. Będziesz musiał zarabiać, utrzymać się, to zrozumiesz jak ciężkie jest życie”. I w ten sposób młodzi ludzie nie tylko nie uczą się zarządzania pieniędzmi, ale jeszcze nabierają wielkiego lęku przed finansową niezależnością. Dodatkowo często wyjeżdżamy z biednych, skromnych środowisk, w których duże miasto jest sferą marzeń. Młody chłopak wyjeżdża na studia, kończy je i za wszelką cenę chce pokazać, jak świetnie sobie radzi, nawet jeżeli miałoby to być życie ponad stan, na długach. Rodzice dumni, syn zbiera pochwały. Nie jest ważne, że za kilka lat trzeba będzie się zmierzyć z problemem finansowym. Oczywiście kolejnym motywem nadmiernego zadłużania się sprawa najprostsza. Wokół nas jest tyle pięknych, atrakcyjnych przedmiotów, gadżetów, domów, samochodów, że ciężko oprzeć się pokusie posiadania. Chcemy kupować, korzystać i dobrze wyglądać. Dodatkowo zyskać uznanie w oczach otoczenia i rodziny.

Czy to banki nas oszukują, czy my jesteśmy naiwni i za mało czasu poświęcamy na analizę ryzyka?

Nie szłabym w kierunku stwierdzenia, że banki nas oszukują. Nie oszukują. Może lepsze byłoby słowo „ manipulacja”. Banki mają odmienny interes od naszego i naturalne jest, że będą pisały większą czcionką sformułowania dla nas korzystne, a drobnym maczkiem te, których lepiej nam nie pokazywać, a które służą ich zabezpieczeniu i zarobkowi. Nie można się temu dziwić. Żadna z firm nie pracuje społecznie, tylko musi zarabiać. To, czy w tym wszystkim jest najważniejszy człowiek czy pieniądz, to już kolejna kwestia. Uważam, że nie mamy co liczyć na dobroduszność banków, które same będą nas przekonywać: nie bierz kolejnej karty kredytowej, bo już masz dwie. Raczej będzie : proszę bardzo. Najwyżej będziemy spłacać kosmiczne odsetki. W naszym interesie leży sprawdzanie zagrożeń, czytanie małego druczku, analizowanie umów. Jeżeli nie znamy się na tym, warto zapłacić za wizytę prawnikowi, który obiektywnie powie nam, co tak naprawdę mamy zamiar podpisać.

Czy ma Pani znajomych, którzy mają tego typu problemy?

Właśnie ostatnio spotkałam starych znajomych, którzy wpadli w problemy finansowe przez branie kredytów lekką ręką. Nie jest to jak widziałam łatwa sytuacja i wpływa na całe życie zadłużonych osób, także a może przede wszystkim rodzi wielkie problemy w życiu osobistym i partnerskim.

Czy opisywane w książce przypadki dotyczą osób, które Pani zna?

W książce nie pisałam o sobie, znajomych, rodzinie. Pisałam o osobach, które obserwowałam w swojej pracy, ale których osobiście nie pytałam o motywy postępowania. Wykorzystałam też przykłady osób, które zgodziły się napisać na ten temat swoje doświadczenia, anonimowo, z forum internetowych. Dodatkowo zaprzyjaźniony doradca finansowy, który prowadzi szkolenia, udzielał mi wielu bardzo cennych informacji i przykładów swoich klientów.

Jak duży jest problem pułapek kredytowych w naszym kraju?

To problem coraz większy. Oczywiście, w Europie, Stanach Zjednoczonych jest nieporównywalnie więcej zadłużonych osób niż w naszym kraju, jednak tam także jest inny poziom edukacji finansowej, której u nas bardzo brakuje. Bardzo wiele osób zaczyna ulegać szybkim i łatwym pieniądzom, nie znając konsekwencji zaciągania drogich pożyczek. Musimy zacząć głośno o tym mówić, nie tylko z linijką w ręku i specjalistyczną tablicą, jak to robią np. dziennikarze zajmujący się ekonomią. Chodzi o wyjście z klarowną, praktyczną wiedzą do zwykłego konsumenta i oswojenie go z trudną tematyką finansów.

Czy uważa Pani, że kredyty są przydatne?

Jak najbardziej. Gdyby nie kredyty, gospodarka, wielkie biznesy nie miałyby prawa bytu. Kredyty to wspaniałe narzędzie umożliwiające działanie, ruch, przepływ pieniądza. Kredyty hipoteczne, inwestycyjne to niezbędne narzędzia w dzisiejszym świecie. Proszę pomyśleć, ile z pani znajomych mogłoby w młodym wieku kupić mieszkanie, gdyby nie możliwość skredytowania go. To jak najbardziej pożyteczne narzędzia finansowe. Trzeba jednak pamiętać, że tu jak we wszystkim, najważniejszy jest rozsądek i umiar. Lekarstwa są konieczne, jednak przedawkowane mogą zabić. Podobnie jest z kredytami. Kredyt mieszkaniowy, inwestycyjny może być wielką dźwignią w naszym życiu. Droga pożyczka gotówkowa zaciągnięta pod wpływem impulsu – niekoniecznie wyniesie nas na wyżyny finansowe i życiowe.

Jest Pani bardzo młodą autorką, matką dwójki dzieci, wziętą businesswoman. Jak Pani godzi to wszystko? Czy ma Pani jakieś rady dla czytelniczek jak żyć w biegu i jednocześnie pozostać sobą?

Trzeba ustalić priorytety w życiu. Co chcę osiągnąć, co jest dla mnie najważniejsze, a z czego jestem w stanie zrezygnować. Wszystkiego pogodzić się nie da. Oczywiście, mogę tutaj pisać piękne słowa, że wystarczy chcieć ale prawda jest taka, że życie to droga wyboru. Kilka dni temu wyszłam ze znajomymi na Kazimierz, patrzyłam na tłumy młodych turystów, jadłam o północy wielką zapiekankę, wróciłam o 3 nad ranem i całe dwa następne dni umierałam.
 A tu córka o 7 rano informuje tonem nieznoszącym sprzeciwu, że w dzień się nie śpi, więc mamy wstawać natychmiast. A tu jeszcze firma, ludzie, zobowiązania, mnóstwo spraw i zero sił.  Zrozumiałam, że dawne czasy już nie wrócą. Jeżeli chcę podołać obowiązkom i marzeniom jednocześnie, muszę przynajmniej dbać o wypoczynek, higieniczny tryb życia. Owszem, raz kiedyś można zaszaleć, ale gdybym robiła to częściej, po prostu byłabym wciąż zmęczona i myślała tylko o przyłożeniu głowy do poduszki. Z ilością moich działań muszę być raczej poukładana.
 
Ostatnio odkryłam także, że najlepiej za dużo nie analizować przyszłości. Wybrać jakąś drogę, która daje nam satysfakcję i po prostu nią iść. Jak zaczynamy myśleć, co będzie, jak się nie uda, jak zachoruję, jak trendy w biznesie się zmienią, jak, jak, jak…. To już nie ruszymy z miejsca. Za mało pewności, za dużo niewiadomych. Lepiej podejść do życia jak do ekscytującej drogi, która każdego dnia przynosi niespodzianki. Nie musimy jako kobiety być idealne. Bądźmy sobą i nie poddawajmy się smutkom i załamaniom. Kiedyś usłyszałam bulwersujące określenie pod moim adresem, że bywam uparta jak osioł. Nie mam nic przeciwko tym sympatycznym zwierzątkom, jednak ich upór nie jest moim ideałem. Postanowiłam więc zmodyfikować swoją cechę , żeby być upartą w mądrych i dobrych sprawach i założeniach, a nie dla zasady we wszystkim. Moim ideałem bizneswoman i bomby energetyczno-asertywnej jest zdecydowanie Magda Gessler.  Wzorem człowieka, uczciwości i charyzmy dr hab. Prof. UJ Andrzej Kubas (adwokat), zaś wzorem „ radzenia sobie ze wszystkim” prof. Alosza Awdiejew. Cóż, mam z kogo czerpać, więc należy tylko codziennie dążyć do spełniania marzeń. Iść, ciągle iść w stronę słońca- tego życzę każdej z nas.