Alessandro D’Avenia
Biała jak mleko czerwona
jak krew
Data premiery 6 października 2011
5 powodów dlaczego warto przeczytać Białą jak mleko czerwoną jak krew
1. to absolutny bestseller we Włoszech – ponad 170 000 rozkochanych czytelników
2. Alessandro D’Avenia został okrzyknięty odkryciem włoskiej literatury
3. książka w ciągu roku została przetłumaczona na 8 języków
4. to historia pierwszej miłości – intensywnej, burzliwej i dającej lekcję życia
5. ponad 25 000 x Lubię to
Przedpremierowe komentarze na blogach
Już teraz mogę powiedzieć, że – jako jedna z nielicznych – otrzyma u mnie najwyższą ocenę z możliwych – 10/10.
Już nie mogę się doczekać, skręca mnie z ciekawości, a do października jeszcze taki szmat czasu.
Dajcie spokój z czytaniem o tej książce. Nikt nie opowie Wam uczuć jakie towarzyszą lekturze. Po prostu przeczytajcie.
Jest to bezsprzecznie jedna z najlepszych książek jakie czytałam.
Wpadłam po uszy (…) nie oczekiwałam, że porwie mnie aż tak.
Przyznam się Wam szczerze, ze płakałam jak bóbr.
Książka
Ale miłość to coś innego. Miłość nie daje spokoju. Miłość jest bezsenna. Miłość obdarza siłą. Miłość jest szybka. Miłość jest jutrem. Miłość to tsunami. Miłość jest czerwona jak krew.
Leo jest młody, odważny, trochę bezczelny. I co ważne: świeżo zakochany, tą pierwszą, romantyczną, czerwoną jak krew miłością. Czerwień to zresztą jego ulubiony kolor, w przeciwieństwie do bieli, która kojarzy mu się ze smutkiem, pustką, samotnością. Leo postrzega świat poprzez kolory, także emocje i ludzi utożsamia z konkretnymi barwami.
Czerwień to huragan, marzenia, pasja i… Beatrice – śliczna, ognistoruda dziewczyna, w której Leo potajemnie się kocha. Przyjaźń natomiast jest błękitna. Jak niebo, jak woda i … jak Sylwia, najbliższa, najlepiej znana, rozumiejąca wszystko bez słów. Barwy się przenikają, łączą, powodują lekki zawrót głowy… A Leo zrobi wszystko, żeby zrozumieć, czym jest prawdziwa miłość.
Autor
Alessandro D’Avenia
Sycylijczyk, odkrycie włoskiej literatury. Swój debiut książkowy Biała jak mleko, czerwona jak krew pisał nocami, w dzień oddając się z zapałem pracy nauczyciela. Jej pierwsza wersja krążyła między przyjaciółmi, którzy pomagali mu doszlifować tekst. Jeden z przyjaciół wysłał
książkę do wydawnictwa Mondadori, gdzie została przyjęta z wielkim entuzjazmem.
Powieść Biała jak mleko, czerwona jak krew błyskawicznie stała się bestsellerem (ponad 170 tys. sprzedanych egzemplarzy), a czytelnicy obwołali ją współczesnym Love Story.
Fragmenty wywiadu z autorem
D`Avenia:
I. Biała jak mleko czerwona jak krew to…?
„Ta powieść to świadectwo wielkiego uznania dla osób, z którymi spędzam połowę mojego czasu, zazwyczaj poprawiając ich prace. Jest taki moment w ich życiu, w którym zaczynają oni odczuwać głód rzeczywistości i pragnienie jej doświadczania, a to jest najpiękniejsze w ich wieku. Ja mam ten przywilej, że mogę im towarzyszyć właśnie w tym okresie. Gdy się ma dość słuchania dzieciaków, w sposób który mnie samego nieco zawodzi, trzeba powiedzieć sobie, że się w siebie wierzy, w to co widzi się każdego dnia w klasie, i mówić jakim jest się naprawdę. Niektórzy atakowali moją powieść za zbytnią naiwność i to, że nie ma z rzeczywistością wiele wspólnego. Ale to jest powieść, która z rzeczywistością ma wiele wspólnego, ponieważ ten książę [z motta zaczerpniętego od Italo Calvino], który szuka kobiety białej jak mleko i czerwonej jak krew, szuka rzeczywistości. Żyjemy w epoce, w której my, wcześniejsze pokolenie, dajemy młodym za dużo reality a za mało rzeczywistości. I ja toczę
walkę z moimi uczniami o tę rzeczywistość. Pewnego dnia, pod koniec lekcji o poezji (którą ja
uwielbiam, a oni nienawidzą, jedna z moich uczennic zapytała: “Profesorze, powinien Pan oglądać trochę więcej Wielkiego Brata, a czytać zdecydowanie mniej poezji”. To jest właśnie ta moja potyczka – być w klasie, by po pięcioletnim kursie literatury zostawić ludzi zakochanych w prawdzie i w pięknie. Bohater powieści szuka więc rzeczywistości ze wszystkimi jej aspektami: czerwienią – kolorem zauroczenia, magii pierwszej miłości i siły, by ją zdobyć. W tym samym czasie poznaje też inną stronę czerwieni, która paradoksalnie nie jest czarna, tylko biała.”
II. Skąd wywodzi się postać głównego bohatera?
„Leo powstał z tego, co noszę w sobie. Jest postacią, którą nosiłem ze sobą od wielu już lat i w ciągu ostatnich trzech (a dwóch samego pisania) udało mi się w końcu powołać ją do życia. Zacząłem pisać w trzeciej osobie, ale po zapisaniu paru stron zdałem sobie sprawę, że to jest podejście zbyt moralistyczne jak na młodego chłopka. I to tak, jakby to on mi powiedział “napisz mnie w pierwszej osobie”. Zapisałem więc w ten sposób kolejne 50 stron. To był najpiękniejszy prezent, jaki mogła mi sprawić ta książka, ponieważ zmusiła mnie do skonfrontowania i pogodzenia ze sobą wszystkich sprzeczności charakterologicznych mojego bohatera. Jestem przekonany, że 80% wszystkich dzisiejszych problemów w edukacji, bierze się z faktu, że zapominamy, że kiedyś byliśmy nastolatkami. Ta powieść zmusiła mnie do tego, bym (będąc dorosłym) cofną się w czasie i poczuł jak nastolatek. Poza tym pozwoliła mi zrozumieć, że muszę wierzyć w postać, którą stworzyłem, przezwyciężając fakt, że w rzeczywistości myślę trochę inaczej niż mój bohater.”
„ Napisałem tę powieść, po pierwsze, po to, by: dać do zrozumienia, że pisanie to nie tylko zadanie domowe, ale przygoda, która pozwala lepiej poznać samego siebie; po drugie – by zmusić dzieciaki do przeczytania przynajmniej jednej książki w życiu.”
„Leo wywodzi się z prawdziwych wspomnień mojej młodości.” – Oprócz szkolnych doświadczeń i przeżyć typowych dla nastolatka, D`Avenia wspomina też o specyficznej atmosferze wychowywania się na mafijnej Sycylii. Postaci z jego książki, a szczególnie nauczyciel literatury i ksiądz są inspirowane postaciami autentycznymi, które wywarły duży wpływ na nastoletniego D`Avenię. Wspomina on dość enigmatycznie to, że był świadkiem śmierci dwojga ludzi, którzy zginęli za prawdę, za słowa, które wypowiadali publicznie w szkole i to był ten moment, kiedy zdał sobie sprawę, że za swoje słowa trzeba brać odpowiedzialność.
III. Ile z Ciebie jest w Naiwniaku (nauczyciel z powieści przyp. red.), a ile chciałbyś, żeby było?
Na początku powieści Naiwniak obdarzony jest psychiką nauczyciela na zastępstwie. A nie można mieć już bardziej zdewastowanej psychiki, gdyż nauczyciel na zastępstwie – ten który wchodzi do klasy, wiedząc, że zaraz zostanie sponiewierany przez swoich uczniów, nie posiada nad nimi tej władzy, którą mają nauczyciele wyposażeni w długopisy stawiające oceny w dzienniku. Zastępca ma do dyspozycji jedynie ołówek, którego ruchy w każdej chwili mogą zostać wymazane, co odbiera mu jakąkolwiek moc sprawczą. I to jest to, co przydarzyło się mnie, bo przyszedłem do szkoły właśnie na zastępstwo za nauczyciela, który dostał przepukliny. Uczucie, które towarzysze w tym momencie to spotęgowana do kwadratu frustracja, ponieważ jest się samemu na stanowisku, które w każdej chwili można stracić.
Wchodzi się wiec do klasy bez krzty nadziei. Potem jednak, gdy zdajesz sobie sprawę, że grasz o dużą stawkę, ponieważ masz niepowtarzalna okazję wpłynąć na młodych ludzi, z którymi się stykasz – zamieniasz się w Naiwniaka. Wierzysz, że ci ludzie, którym niestety nie dajemy kredytu zaufania, są niesamowici i potrafią się zmieniać, gdy widzą przed sobą dorosłego człowieka wierzącego w to, co dla nich robi (…) Świetnie odnajduję się w roli Naiwniaka, ponieważ w klasie jestem marzycielem idealistą, który chce zmienić i wypełnić swoje życie, a historie i życie moich uczniów są moimi marzeniami.
Często porównuje się postać Naiwniaka do profesora Keatinga. Porównanie to podoba mi się, ale jest prawdziwe tylko do pewnego stopnia. Profesor Keating to te, który uwodzi swoich uczniów i pociąga za sobą. Dla mnie, to co najważniejsze i to, w czym chciałbym jak najbardziej przypominać Naiwniaka, jest fakt, że Naiwniak pomaga Leo odnaleźć siebie samego, własną drogę.”
źródło:
http://www.youtube.com/user/libreriefeltrinelli#p/search/0/x14LRZ64ilY
Fragment
Każda rzecz jest kolorem. Każde uczucie jest kolorem. Cisza to biel. Biel jest kolorem, którego nie znoszę – nie ma granic. Białe plamy na mapie, białe noce, biały wiersz, wywiesić białą flagę, dostać białej gorączki, mieć białe skronie… Właściwie biel nie jest w ogóle kolorem. Jest niczym. Podobnie jak cisza, czyli nic bez słów i bez muzyki. W ciszy – w bieli. Nie potrafię przebywać w ciszy ani w samotności, co dla mnie znaczy to samo. Odczuwam wtedy ból powyżej żołądka, albo może w żołądku – sam nie wiem – który mija dopiero wtedy, gdy wsiadam na swój zdezelowany skuter praktycznie bez hamulców (kiedy w końcu oddam go do naprawy?) i jeżdżę bez celu. Patrzę w oczy mijanym dziewczynom, żeby nie czuć się samotnym. Jeżeli któraś na mnie spojrzy, istnieję.
Co się ze mną dzieje? Tracę kontrolę. Nie umiem być sam. Potrzebuję… Sam nie wiem czego. Co za przekleństwo! Ratuje mnie ipod. No tak, bo kiedy wychodzisz z domu ze świadomością, że czeka cię dzień w szkole o smaku zakurzonego asfaltu, a potem tunel nudy z lekcjami do odrobienia, rodzicami i psem, którego trzeba wyprowadzić, i wiesz, że będzie zawsze tak samo aż do ostatniego tchnienia, tylko dobra muzyka może cię uratować. Wkładasz słuchawki do uszu i wchodzisz w inny wymiar. Wchodzisz w emocje o właściwym kolorze. Kiedy chcę się zakochać, słucham melodyjnego rocka, kiedy muszę się doładować – słucham czystego twardego metalu, kiedy potrzebuję się napompować – sięgam po rap i inne ostre kawałki naszpikowane przekleństwami. W ten sposób rozwiewa się biel, nie czuję się sam, muzyka dotrzymuje mi towarzystwa i dodaje koloru moim dniom.
To nie znaczy, że zwykle się nudzę. Mam tysiące planów i marzeń, setki projektów, które czekają na realizację. Ale nie realizuję żadnego z nich, bo zanim zacznę, stwierdzam, że nie obchodzą nikogo oprócz mnie. Wtedy mówię sobie: Leo, po jaką cholerę miałbyś to robić? Zostaw to, ciesz się tym, co masz.
Życie jest jedno. A kiedy zaczyna się rozbielać, najlepiej podkolorowuje je komputer. Zawsze
znajduję kogoś, z kim mogę poczatować. Mój nick to Pirat, jak Johnny Depp. Potrafię słuchać innych, dobrze się wtedy czuję. Tak samo jak kiedy wsiadam na swój stary skuter z zepsutymi hamulcami i jeżdżę bez celu. Czasem mam cel – jadę do Nika i gramy razem ze dwa kawałki, on na basie, ja na gitarze elektrycznej. Kiedyś będziemy sławni, założymy własną kapelę, nazwiemy ją Załoga. Niko twierdzi, że powinienem też śpiewać, bo mam dobry głos, ale ja się wstydzę. Na gitarze śpiewają palce, a palce nigdy się nie rumienią. Nikt nie wygwizduje gitarzystów, a wokalistów, i owszem…
Gdy Niko nie ma czasu, spotykam się z innymi kolegami na przystanku. Na przystanku
autobusowym przed szkołą, na którym każdy zakochany chłopak zwierza się światu ze swojej miłości. Zawsze można tam kogoś spotkać, często także dziewczyny. Czasem nawet Beatrice. Ja na przystanek przed szkołą chodzę właśnie z jej powodu.
Dziwna rzecz – rano każdy marzy o tym, żeby znaleźć się jak najdalej od szkoły, a po południu
można tam spotkać wszystkich. Tyle tylko, że po południu w szkole nie ma wampirów, to znaczy nauczycieli krwiopijców, bo ci po lekcjach wracają do domu, zamykają się w swoich sarkofagach i ostrzą sobie zęby na następne ofiary. Między nimi a prawdziwymi wampirami jest tylko jedna różnica: nauczyciele na łowy wychodzą w ciągu dnia.
Kiedy przed szkołą jest Beatrice, świat się zmienia. Zielone oczy na pół twarzy. Rude włosy, które rozpuszczone wywołują te same emocje co wybuch świtu po nocy. Niewiele słów, ale każde na swoim miejscu. Gdyby była filmem, byłaby gatunkiem, jakiego jeszcze nie wymyślono. Gdyby była zapachem, byłaby piaskiem o poranku, gdy plaża jest sama z morzem. Kolor? Beatrice to czerwień. Tak jak czerwona jest miłość. Burza. Huragan, który unosi cię w powietrze. Trzęsienie ziemi, od którego dezintegruje się ciało. Tak się czuję za każdym razem, gdy ją widzę. Ona tego jeszcze nie wie, ale wkrótce jej to powiem.
Tak, wkrótce jej powiem, że jest stworzona dla mnie, a ja dla niej. Właśnie tak, to jasne jak
słońce. Kiedy się o tym dowie, życie osiągnie doskonałość, jak w filmie. Muszę tylko wybrać
odpowiednią chwilę. I odpowiednią fryzurę. Uważam bowiem, że wszystko zależy przede wszystkim od włosów. Obciąłbym je, gdyby Beatrice mnie o to poprosiła. Chociaż może nie. Bo co by było, gdybym stracił z tego powodu siły, tak jak to się przydarzyło temu facetowi z Biblii? Nie, Pirat nie może obcinać włosów bez ważnej przyczyny. Lew bez grzywy nie jest lwem. Nie przypadkiem mam na imię Leo.