O tym chyba jeszcze nie wspomniałem. Ciało nie miało na sobie nic, prócz pięknej słonecznej opalenizny. Opaleniznę zobaczyłem jak zapalili światło. W ciemnościach widziałem tylko profil, smukłą szyję, piękne kształtne piersi i gładkie ramiona. I byłem jak zahipnotyzowany. Przez Ciało. I wtedy już wiedziałem. Muszę mieć Ciało. To Ciało.

 

Po filmie Ciało wstało. Jędrne słodkie Ciało. Z bajecznie zaokrągloną linią pośladków. Delikatną skórą pleców, napinającą się przy każdym kroku nieprawdopodobnie zgrabnych nóg.
Poszedłem za Ciałem. Poszło do pobliskiego klubu. Wszedłem za nim. Na dłuższą chwilę znikło mi z oczu, ale kiedy znowu się pojawiło, całkowicie przywiązało do siebie mój wzrok. Było już lekko pijane, ale poruszało się z takim wdziękiem, że zamarłem. Z daleka czułem jego ciepło, jego energię, która magnetyzowała coraz więcej spojrzeń. I wiedziałam że ono wyczuwa moje spojrzenie, bo układało się coraz śmielej, coraz odważniej. I wiedziałem, że robi to dla mnie. A ja pożerałem Ciało. Moje Ciało.

 

Tego dnia, a raczej nocy Ciało mi się oddało. Całą swą powierzchnią przylgnęło do mnie, każdą swą wypukłością, wklęsłością, szczeliną, włosem, paznokciem, żyłką i wilgocią. Pasowało do mnie. Było do mnie idealnie dopasowane. Jednoczyło się ze mną. Owładnęło. Spajało. Cudowne Ciało.

 

I tak Ciało dostało co chciało.

 

„Ciało zobaczyłam w kinie. Siedziało dwa krzesła obok. Po lewej. Na sali było chyba ze sto osób. I wszyscy patrzyli na ekran. Oprócz mnie. Ja zerkałam na Ciało. A Ciało już mnie rozebrało…”
 

 

Katarzyna Kaleta