Nie ma wątpliwości, ze nagroda ta ma i to nie od dziś, czy wczoraj, ale od wielu lat, wyraźne skrzywienie lewicowe. Mimo to jednak w wielu, a może nawet w większości przypadków promuje pisarzy, którzy na to zasługują. Wyjątki są nieliczne, choćby osławiony Dario Fo. Problem z tą nagroda leży więc nie w tych, których nagrodzono, bo większości z nich nagroda się należała, ale w tych, których z racji konserwatywnych poglądów pominięto, a wielu było takich , którzy zasłużyli a nie dostali. Nie jest więc rzeczą mądrą odrzucać noblistów z powodu zastrzeżeń wobec trybu przyznawania nagrody, należy jednak przy tym pamiętać o Wielkich Pominiętych.
Te wstępne zastrzeżenia były konieczne, aby we właściwym świetle przedstawić twórczość niewątpliwie wybitnego noblisty, jakim jest turecki pisarz Orhan Pamuk. Nobliści wybitni zdarzają się dwa, trzy razy na dekadę. W mojej opinii w bieżącym dziesięcioleciu na taka opinie oprócz Pamuka zasłużył jeszcze Coetze, laureat z 2003.
Najsłynniejsza powieść Pamuka, Nazywam się czerwień, jest nieraz porównywana do Imienia Róży. Czytałem niejedną powieść, która była przyrównywana do dzieła Eco. Myślę, że warto dla porównania kilka takich książek wspomnieć. Najpierw godna wzmianki jest powieść Impimatur, włoskiego duetu Sorti-Monaldi. Przypomina ona Imię, głównie dlatego, ze autorzy bardzo chcą, żeby przypominała. Jest to ewidentne naśladownictwo, szkoda tylko, ze brak mu polotu.
Zarówno akcja jak i liczne dygresje niewątpliwie przypominają prozę Eco, ale najwyżej w takim stopniu, w jakim napisana przez hrabiego Fredrę XIII księga Pana Tadeusza przypomina oryginalnych dwanaście. Podobieństwo powieści Crimen Józefa Hena do wspomnianego dzieła zasugerował sam autor w audycji radiowej, której miałem kiedyś okazji słuchać. Istotnie, pewnych cech wspólnych można się doszukać.
Jest intryga kryminalna, jest romans, są sekty i są dygresje. Ale tez nie ma tego formatu i polotu, jaki widzimy u uczonego autora włoskiego. Muszę też, choć z bólem, wspomnieć, ze do Imienia róży przyrównywano także Kod Leonarda da Vinci Dana Browna. Nie muszę chyba udowadniać, że dzieło to zasługuje za role podnóżka dla półki na której spoczywać będą pozostałe ze wspomnianych powieści.
Nazywam się czerwień jest jedyną powieścią, spośród czytanych przeze mnie, która na postawienie obok Imienia zasłużyła. Nie jest naśladownictwem, ma swój własny, urokliwy klimat, który zawdzięcza doskonałemu połączeniu dwóch gatunków literackich: europejskiej powieści i bliskowschodniej opowieści mądrościowej, bliskiej Baśniom z 1001 nocy, ale również mniej nieco u nas znanym perskim quasihistorycznym opowieściom zawartym w dziele Firdausiego Szachname. Tak więc dygresje, które u Eco i jego naśladowców, a także u innych europejskich powieściopisarzy postmodernistycznych były półnaukowymi esejami, u Pamuka są urokliwymi wschodnimi półbaśniami.
Tak jak stylistycznie książka ta stoi na pograniczu stylów wschodu i zachodu, tak tez to samo pogranicze reprezentuje pod względem klimatu i treści. Jej akcja dzieje się w tureckim Stambule pod koniec XVI wieku. W mieście tym niewiele wskazuje już na to, że jeszcze 160 lat wcześniej było ono zdominowane przez żywioł grecki. W powieści Grecy nie pojawiają się wcale, a inni chrześcijanie są jedynie wspominani w epizodach. Występuje za to garstka Żydów. Żydówka Estera odgrywa ważna, chociaż mimo wszystko drugoplanowa rolę. Natomiast świat islamu nie jest tu bynajmniej jednobarwny. Z jednej strony są zakony derwiszów, a z drugiej strony występujący przeciw nim fanatyczni kaznodzieje. Występują oni zresztą nie tylko przeciw derwiszom, ale też przeciw kawiarniom i iluminatorom ksiąg.
Właśnie w środowisku tych ostatnich toczy się akcja tej powieści. Jej głównym wątkiem jest tajemnicza księga, której zresztą na razie nie ma dopiero ma zostać napisana. I wbrew odwiecznemu porządkowi rzeczy zanim powstanie jej treść są tworzone. I właśnie to zaburzenie porządku wzbudza niepokój zarówno części iluminatorów z ich mistrzem, starym Osmanem na czele, jak tez ludu postronnego. Gdybyż to jeszcze było naruszenie jedyne. Księga powstaje na zlecenie sułtana, który koordynacje prac nad nią powierzył nie zwierzchnikowi zdobników, wspomnianemu Osmanowi, lecz tajemniczemu, jak dziś byśmy rzekli lobbyście, w przeszłości dyplomacie, zwanemu Wujem. Ten zaś jest miłośnikiem kultury Zachodu. Toteż ilustracje zgodnie z wolą Wuja nie są utrzymane w stylu dawnych mistrzów, ale w konwencji zachodniego renesansu. Są więc już nie iluminacjami, ale obrazami. Te zaś uchodzą za zakazane przez islam. W mieście, w którym rosną wpływy muzułmańskich fanatyków musi to doprowadzić do tragedii.
I oczywiście doprowadza. Prace nad księgą zakłócone zostają przez trzy morderstwa. Najpierw ginie jeden z czwórki najbieglejszych iluminatorów, potem Wuj, a przy końcu historii, jak gdyby przez przypadek kawiarniany opowiadacz historii. Wyjaśnienia zbrodni musi się podjąć niedawno przybyły z odległych prowincji Czarny, siostrzeniec Wuja i adorator jego córki. Pierwotnie miał on napisać treść do tajemniczej księgi, ale teraz nie pozwolą mu na to okoliczności. Czarnemu w poszukiwaniach zbrodniarza, prowadzonych na sułtański rozkaz pomaga volens nolens Osman. Od początku wiedzą oni, ze zbrodni dokonał jeden z trójki pozostałych mistrzów farby. Na pytanie, który z trójki maja odpowiedzieć żmudne analizy ich opowieści i dzieł plastycznych.
Śmierć opowiadacza też ma swoje znaczenie. Jest to związane znów bardziej z formą niż z treścią powieści (zresztą i w tym przejawia się wielkość tego dzieła, że treść i forma wzajem się przenikają). Powieść nie ma jednego narratora, a osiemnastu różnych. Są nimi: Czarny, Wuj, jego córka, jej synek, trzej iluminatorzy, Żydówka, mistrz Osman i co najciekawsze kilka postaci i przedmiotów z ilustracji wiszących za zamordowanym opowiadaczem w czasie jego kawiarnianych występów. Wśród tych ostatnich jest tytułowa czerwień, której przypada zaszczytny prawie środkowy rozdział. Niektórzy krytycy błędnie wymieniają dziewiętnastu narratorów. Dziewiętnastym jest morderca, ale jak wiemy jest on tożsamy z jednym z iluminatorów. Zastosowanie większej liczby narratorów nie jest zabiegiem szczególnie nowatorskim. W powieści równie obszernej, mianowicie w Mężu z Nazaretu trzech narratorów wykorzystał przed niemal wiekiem Szalom Asz. Ale osiemnastu to pewna nowość.
Zarówno forma jak , treść, styl i polot tej powieści umieszczają ja wśród dzieł wielkich. Nie sposób w tak krótkim omówieniu przedstawić bogactwa jej sensów, więc nawet tego nie próbuję. Zresztą w powieściach tego rodzaju każdy czytelnik znajduje swój własny sens.