Dziecko – to straszne?

Wszystko co wiąże się z urodzeniem i wychowaniem dziecka wydaje się im ponad ich siły. Dla naszych babek czy nawet matek ciąża i wychowanie dzieci było czymś naturalnym – planowaniu powiększenia rodziny, porodowi i zajmowaniu się dzieckiem nie towarzyszyło aż tyle obaw, jakie dręczą współczesne kobiety.

Świeżo upieczone mamy

Świeżo upieczone mamy podświadomie albo z pomocą innych kobiet w rodzinie radziły sobie z maluchami. Rzadko która zarzekała się, że o następnym dziecku nie ma mowy. Nie biegało się wtedy do szkół rodzenia, nie ciągnęło męża ze sobą na porodówkę, nie mówiło się o depresjach porodowych, nie narzekało na zdeformowane sylwetki, zmarnowane kariery, nie zamęczało lekarzy pytaniami o każdy ząbek, katarek, itd.

Umiejętności zajmowania się dzieckiem nie traktowano jako tajemnej wiedzy dla nielicznych, a wychowywane wtedy maluchy radziły sobie w życiu nie gorzej niż dzieci urodzone kilka dziesięcioleci później.

Dlaczego współczesne kobiety zatraciły wiarę we własne macierzyńskie zdolności i przekonanie, że wszystkim nowym obowiązkom – lepiej lub gorzej – ale jakoś sprostają?

Po pierwsze niewiele wiedzą o opiece nad małym dzieckiem. Te, które w ogóle nie są takimi tematami zainteresowane, wychodzą z założenia , że taka wiedza nie jest im do niczego potrzebna.

Te, które mimo wszystko zdecydowały się już na potomstwo i spodziewają się właśnie dziecka skupiają się na teorii – wertują tomy fachowej literatury i kupują wszystkie dostępne czasopisma.

Dziecko jawi się im jako istota bardzo skomplikowana w obsłudze. O ile same nie zajmowały się nigdy młodszym rodzeństwem czy dziećmi znajomych, praktyka może je rzeczywiście przerosnąć.

Po drugie – dzisiejsze kobiety poddane są presji – muszą przede wszystkim być wykształcone, zorientowane na robienie kariery, umacnianie swej niezależności i oczywiście na tym, aby świetnie wyglądać.

Potrafią więc awansować, zarabiać duże pieniądze, czynić cuda ze swoją sylwetką, ale nie potrafią rodzić i zajmować się dziećmi. Terror płaskich brzuchów, wiecznej dyspozycyjności, a przy tym niczym nieskrępowanego trybu życia daje wręcz przyzwolenie na macierzyńską ignorancję. Nie ma w nim miejsca na mdłości, rosnący brzuch, poród i urlop macierzyński, bezsenne noce przy małym dziecku, karmienie piersią, zwolnienia lekarskie, itp.

Nic dziwnego, że ciąża traktowana jest potem jako stan anormalny, powiększające się kształty jako powód do kompleksów, a dziecko – jako źródło frustracji i niepowodzeń w życiu zawodowym.

Czy ulec obawom i stchórzyć przed macierzyństwem czy też mimo wszystko zaryzykować? Jeśli marzysz o dziecku, najpierw powinnaś sama uwierzyć we własne siły i instynkt macierzyński.

Wtedy dopiero jego pojawienie się na świecie przyjmiesz jako coś normalnego, co dzieje się w twoim życiu. Strach ustąpi miejsca nabywanemu doświadczeniu. Przekonasz się, że kolejne dni z maluchem to najlepszy kurs bycia matką.