Bauman ponowoczesność

Ten emerytowany profesor uniwersytetu w Leeds, który Polskę opuścił w czasie pamiętnego marca 1968, którego czterdziesta rocznica jest właśnie z wielką pompą obchodzona, w młodości zapisał w swoim życiorysie bardzo niechlubne karty, współpracował bowiem tuż po wojnie z osławioną Informacją Wojskową.

Ja jednak oceniam wszelkiego rodzaju twórców poprzez pryzmat ich twórczości, a nie życiorysu, dlatego też nie mają dla mnie, gdy oceniam książki, żadnego znaczenia osobiste przewiny ich autorów. Gdyby nawet Józef Stalin napisał arcydzieło, nie wahałbym się go arcydziełem nazwać. I odwrotnie, gdyby który ze świętych napisał dzieło podłe, bądź pod względem estetycznym, bądź etycznym, napisałbym, że dzieło to jest podłe i odradzałbym jego czytanie.

 

Popularyzator prądów humanistycznych

 

Jestem przekonany, ze Baumana warto czytać przede wszystkim dlatego, że nikt inny w sposób tak gruntowny jak on nie przenosi na polski grunt wszystkich najważniejszych nurtów współczesnej światowej humanistyki.

I tak na przykład w książce Ponowoczesność jako źródło cierpień, którą chciałbym dzisiaj pokrótce omówić, powołuje się między innymi na Alana de Benoist, Ryszarda Rorty’ego, Michała Bachtina, Jana Baudrillarda, Jana Franciszka Lyotarda, Grzegorza Batesona, Michała Foucalta, czy Alana Touraine’a. Referuje on w większym lub mniejszym skrócie ich poglądy na rozmaite tematy, niektórych cytuje aprobująco, z innymi zaś polemizuje.

Dopiero na tej podstawie wykłada swoje własne zdanie. Ważne jednak jest to, że przybliża polskiemu czytelnikowi również myśl tych twórców, których dzieła jeszcze nie doczekały się polskich wydań.

 

Co do poglądów głoszonych przez samego Baumana, koniecznym jest rozgraniczenie dwóch zakresów tematycznych. Jednym jest szeroko rozumiana kultura, drugim zaś kwestie polityczno-ekonomiczne. W pierwszym zakresie tematów Bauman wypowiada się jak uczony, wykazujący się dogłębnym poznaniem i zrozumieniem omawianych zagadnień.

W drugim jednak odzywa się w nim lewicowy ideolog nie potrafiący wyjść poza polityczne schematy myślenia, opisujący nie rzeczywistość, a wydumany konstrukt zupełnie do niej nie przystający.

 

Wybitny znawca kultury

 

W temacie kultury książka zawiera wiele cennych refleksji. Słusznie zwraca uwagę na mnożenie sensów i znaczeń w literaturze i sztuce ponowoczesnej, na separację współczesnej sztuki od życia, na praktyczną niemożność prawdziwej awangardy w dzisiejszej sztuce.

Bardzo celne są spostrzeżenia, że obecni artyści głównie cytują i przetwarzają, są więc raczej przetwórcami niż twórcami, że współczesna kultura jest swego rodzaju „spółdzielnią spożywców", w końcu, że massmedia złamały monopol edukacyjny państwa. Podobnie ciekawe i mądre refleksje snuje na temat rodziny, seksu i religii. Są jednak i w dziedzinie kultury takie tezy w wywodzie Baumana, z którymi zgodzić się nie sposób.

Dla przykładu, jego zdaniem, powszechna akceptacja dla pluralizmu stylów muzycznych separuje te style i ich partycypantów. W tym stwierdzeniu wychodzi na jaw kompletny brak zaufania Baumana wobec wolności, który w pełni ujawni się w jego koncepcjach polityczno-ekonomicznych. Niemniej jednak nie waham się uznać omawianego socjologa za wybitnego badacza kultury, wiele wnoszącego w dzieło jej poznania.

 

Nieprzejednany wróg wolności

 

Zupełnie inaczej rzeczy się maja na polu ekonomii i polityki. Tu Bauman przestaje być uczonym, a staje się ideologiem. Jego wizja świata jest kompletnie wypaczona przez system lewicowych idej, które zaszczepił sobie jako młody komunista, i których jak widać nawet na starość nie chce się wyrzec, co najwyżej nieznacznie je modyfikując.

Chociaż w całej książce chyba ani razu nie występuje wyrażenie „walka klas", to wyraźnie widać, że Bauman jest przekonany o rzeczywistym istnieniu takiego zjawiska. Widać wyraźnie, że w jego wyobraźni nie mieści się świat, w którym wszyscy odnoszą korzyść, jedni mniejszą, drudzy większą. U Baumana, jeśli ktoś zyskuje, to ktoś inny musi tracić.

 

Kluczową ideą tej książki jest przekonanie, że żyjemy w czasach nadmiernej wolności. Zdaniem autora społeczeństwo ponowoczesne oferuje ekspansję wolności osobistej , w zamian za kurczenie się zakresu bezpieczeństwa jednostkowego losu. Tej tezie podporządkowany jest cały tok rozumowania. I tak, możemy się z tej książki dowiedzieć, ze 80-85 % ludności żyje w sytuacji komfortu (a i paraliżu spowodowanego przez groźbę bezrobocia), podczas, gdy wszystkie śmieci i odchody systemu zsypuje się i wylewa na pozostałe 15-20% ludzi, którzy nie mogą się bronić, reagując tylko wandalizmem, wycofaniem i przestępczością. Że trwałe bezrobocie grozi każdemu, bo na świecie nie ma i nie będzie dość pracy dla wszystkich chętnych.

Wykazując się kompletnym anachronizmem Bauman straszy groźbą przeludnienia i wychwala eutanazję. Twierdzi też, że znoszenie barier celnych, wolny handel i gruntowna deregulacja aktywności gospodarczej mnożą zastępy ubogich. Zresztą mąż ten uczony chyba się szaleju najadł, gdy niektóre rozdziały o polityce i gospodarce pisał, bo Unię Europejską za ostoję wolnego rynku uznaje. Jedynie to go usprawiedliwia, że ten akurat fragment książki pisał w 1992 roku. Widać jednak, ze prorokiem to on nie jest.

 

Jest za to niewątpliwie ideologiem nowego socjalizmu. O ile stare socjalizmy chciały nas tylko ograbić z pieniędzy, nowy chce nas ograbić z wszelkiego rodzaju wolności mamiąc, że w zamian da pełnię bezpieczeństwa. O ile jednak zabierze nam prawdziwe wolności, to da nam złudne i fałszywe bezpieczeństwo. Dlatego Bauman piszący o kulturze jest uczonym wnoszącym wielki i pozytywny wkład w rozwój ludzkości. Jednak Bauman piszący o polityce i ekonomii jest szatańskim guru, niebezpieczniejszym od Karola Marksa.