Pewnie ją znacie, ale pozwólcie, że przypomnę.
Otóż pewien człowiek zapragnął dowiedzieć się, jaka jest różnica między niebem a piekłem.
I dowiedział się i zdziwił, że jest ona tak niewielka, a tyle znaczy.

 

Chodziło o to, że tak w piekle jak i w niebie ludzie mieli przywiązane do rąk łyżki z bardzo długimi trzonkami i przez to nie mogli się sami najeść. Różnica polegała na tym, że w piekle każdy myślał o sobie i przez to był głodny, zły i niezdolny do jakichkolwiek dobrych uczuć względem swoich współuczestników niedoli. Te złe uczucia emanowały na całą okolicę czyniąc ją złowrogą, jałową i nienadającą się do zamieszkania.
W niebie natomiast ludzie karmili się nawzajem i w ten sposób będąc sytymi, odczuwali pozytywne emocje, byli radośni i pozytywnie nastawieni do wszystkich i wszystkiego.
Tyle przypowieść. A jak jest w realnym świecie?
Ano jest różnie. Zwróćmy jednak uwagę na fakt, że przebywając w otoczeniu ludzi pogodnych, radosnych, odczuwamy ten ich nastrój. Sami zaczynamy widzieć jasne strony życia. Jeśli nawet mamy kłopoty, to widzimy gdzieś niedaleko maleńkie światełko zwiastujące ich rozwiązanie. No, bo jeśli im tak dobrze to, czemu nie może być dobrze także i mnie? Na pewno się uda.
I rzeczywiście myśląc w ten sposób często znajdujemy rozwiązanie swoich kłopotów, znajdujemy wyjście z nienajlepszej sytuacji.

 

Oczywiście wykluczam tutaj skrajne przypadki typu: Jak im tak dobrze idzie to zrobię coś, aby było im tak samo źle jak jest mnie.

 

Kiedy jednak znajdujemy się wśród ponuraków, takich, którzy wszystko widzą w czarnych barwach, sami zaczynamy podobnie myśleć, stajemy się rozdrażnieni i coraz bardziej źli. Przez to nie potrafimy dostrzec, że sytuacja nie jest aż tak beznadziejna i coraz bardziej pogrążamy się w złych, negatywnych emocjach, zrażając do siebie bliskich i dalszych znajomych. Krzywdzimy swoich najbliższych. Wikłamy się coraz bardziej, aż w końcu naprawdę trudno rozwiązać dręczący nas problem.

 

Proszę zwrócić uwagę, że chodzi tutaj o zwykłą, a tak ważną w życiu każdego z nas życzliwość. Nie mówię już o miłości, aby nie zabrzmiało to zbyt patetycznie. O życzliwość. Jak ty mnie, tak ja tobie, ale niech to będzie tak, że tylko i wyłącznie ty mi dobrze, i ja tobie też odwzajemniam się tym samym.

 

I wcale nie jest to naukowy wywód, ale doświadczenie. I właśnie z tego doświadczenia wiem też, że nie należy czekać aż ktoś dla mnie zrobi coś dobrego. Otwórzmy się i sami pokażmy, jakie niebo potrafimy stworzyć wokół siebie. Jestem przekonana, że dobro to wróci do nas pomnożone. I wcale nie każe na siebie długo czekać.

 

 

 Mira Ulowska