Wylądowała! Po długim locie i nieprzespanych godzinach obok chrapiącego mężczyzny, który zajmował nie tylko swoje siedzenie, ale również i jej, wylądowała. Kolejka do okienka emigracyjnego była długa. Kilku oficerów sprawdzających paszporty i wizy miało ruchy jak ze zwolnionych filmów, dając sobie czas na popijanie kawy, papierosa i pogawędkę z sąsiednim oficerem.
– Nawet psy w Indiach chodzą wolniej.
Usłyszała za sobą głos. Wysoki, niedożywiony mężczyzna, z oczami ledwo rozpoznającymi miejsce, uśmiechnął się wesoło do Majki, poprawiając swoje dredy.
– To już mój piąty raz – mówił dalej nie zauważywszy, iż mówi do jej pleców. – Od dziesięciu lat tu przyjeżdżam i ciągle to samo. Ten kraj nigdy się nie zmieni. I właśnie dlatego tu przyjeżdżam – roześmiał się wesoło z własnego dowcipu.
Majka odwróciła się nagle i przybliżyła twarz do zdziwionego znawcy Indii.
– Gdzie zatrzymujesz się w Delhi?
– „Hotel Wiwek” na Głównym Bazarze.
– Jest w porządku?
– Jest w porządku.
– Jak tam się można dostać?
– Autobusem.
– Z lotniska?
– Z lotniska.
– Jest późno. Weźmiemy taksówkę?
– Płacisz?
– Płacę.
– To możemy wziąć. Skąd jesteś?
– Z Polski.
– Ja z Włoch.
– Aha.
– Chcesz dzielić pokój?
Obrzuciła go szybkim spojrzeniem.
– Nie.
– OK.
Po godzinie stania w bezcłowej kolejce, znaleźli się po drugiej stronie budek oficerskich. Tłum witających ludzi i gorące powietrze buchnęły na nich niespodziewanie. Z trudem przedostali się do niewielkiej restauracyjki, w której zatrzymali się na pierwszą masala czaj, czyli słodką, mleczną herbatę z przyprawami.
– Wyśmienita na zmęczone zmysły – uśmiechnął się Włoch, podając jej małą filiżankę, z gorącym napojem.
Podeszli do budki „Pre–paid taxi”, która mieściła się w środku lotniska, obok restauracji.
– Tu płacisz z góry za taksówkę. Nie musisz się z nimi targować.
– Ale ja chcę się targować.
Majka, mimo zmęczenia długim lotem, miała chęć na pierwszą przygodę. Omar zawsze jej mówił, że targowanie się jest nieodłączną częścią życia w Indiach. Jest w dobrym tonie, jak mawiał, stanowczo podtrzymywać swoją cenę i jeśli sprzedawca czy kierowca autorikszy nie chce się na nią zgodzić, po prostu odejść. Jeśli mu zależy, pobiegnie za tobą. Niedużo jej opowiadał o swoim kraju, ale nawet gdyby to robił, to i tak nie przygotowałby Majki na to, co miała tu zobaczyć i czego doświadczyć. Nic nie może przygotować na pobyt w Indiach.
– Jak długo tu zostajesz?
– Nie wiem.
– Aha. To jeszcze będziesz miała niejedną okazję.
Wyjechali na szeroką autostradę. Korki na ulicy o północy nie robiły wrażenia na kierowcy. Mijali hotele, sklepy, kolejne lotnisko.
– To dla lotów na terenie Indii. Jutro tu będę. Lecę do Goa. – Odpowiedział Włoch na pytające spojrzenie Majki, która nagle zamknęła oczy i złapała go mocno za rękę. Zobaczyli światła rozpędzonego samochodu jadącego w ich kierunku, na ich pasie.
– Przyzwyczaisz się – rzucił jakby od niechcenia. – Tu to normalka. Miał światła, to już nieźle. Zwykle do jazdy wystarczy im klakson.
– Hanuman z nami – usłyszała jeszcze tylko roześmiany głos kierowcy i odpłynęła rzeką swoich myśli, w swój własny, bardziej bezpieczny świat.
„Ciemny, niewielki, hotelowy pokój, z pojedynczym łóżkiem, szafką i telewizorem będzie musiał mi wystarczy na kilka dni” – pomyślała, zrzucając plecak na łóżko.
Nie oczekiwała wiele, mając nadzieję, iż wkrótce zobaczy się z Omarem, zostanie przedstawiona jego rodzinie i zaproszona do domu. Pytania o to, jak ją przyjmą, co powiedzą, jak się zachowają, nie dawały jej spać ostatniej nocy. Układała sobie sceny spotkania, przygotowywała rozmowy z członkami rodziny ukochanego. A co on powie? Ucieszy się? Zdziwi? Jak ją przyjmie w swoim kraju? Czy będzie chciał z nią gdzieś wyjechać? Coś zwiedzić? Czy będzie chciał, by razem wrócili do domu? Do ich domu? Nieprzespana noc pozostawiła ślady na jej twarzy.
Zjadła śniadanie w hotelowej restauracji, która mieściła się na dachu, i przez dłuższy czas przyglądała się życiu Delhi, widzianemu z góry. Czternastomilionowe miasto może poruszyć wszystkie zmysły. Specyficzny zapach, kurz unoszący się wszędzie, brud, krowy i psy spacerujące po ulicy, sprzedawcy, pielgrzymi i turyści zapełniali ulicę na dole. Kolory syciły jej wzrok swoim pięknem. Hałas, ciągły i przeszywający, nasycił jej ciało frustracją tak wielką, że musiała powrócić do ciszy swojego hotelowego pokoju.
Ale było jeszcze coś w tych scenach, które obserwowała z góry, co nadało tor jej późniejszym rozmyślaniom. Patrząc na żebraków wyciągających ręce po jałmużnę, trzymających zaledwie niewielki tobołek na kiju, pomyślała o tym, że dla wielu z nich jest to właściwie świadomy wybór. Nie wszyscy z nich muszą w ten sposób żyć, ale właśnie taką drogę wybrali ze względu na religię, na swoje wierzenia. Dla innych z kolei to wyuczona bezsilność, zgoda na taką sytuację, brak nadziei na jej polepszenie. Przyglądała się przez moment ludziom dającym jałmużnę, kawałek chleba, trochę zupy. „Nie ma w nich poczucia niedostatku” – pomyślała zdziwiona. – „Są wystarczająco zadowoleni ze swojego życia, tak że chcą nawet pomagać bardziej ubogim od siebie.” I pomyślała o tych wszystkich ludziach na Zachodzie, którym nieustanne poczucie niedostatku przysparza cierpienia i nie pozwala na znalezienie szczęścia i spokoju. Musiała wrócić do pokoju. Nie mogła zbyt długo napawać się widokami. Nie po to tu przyjechała.
Po telefonie do Omara coś nagle się w niej przełamało. Nie usłyszała w jego głosie tak spodziewanej radości. Raczej zdziwienie połączone z dyskomfortem, a może nawet niezadowoleniem. Nie chciała zagłębiać się w analizę tej rozmowy. Umówili się na spotkanie w centrum Delhi jutrzejszego popołudnia. Dlaczego nie dziś? Nie chciała o tym myśleć. Wystarczy już pytań. Miała czas na zobaczenie Delhi i nie omieszka tego dobrze wykorzystać. Wynajęła kierowcę autorikszy, mówiącego łamanym angielskim, i pokazała mu miejsca na mapie Delhi, które chciała zobaczyć.
Zafascynowało ją to miasto. A może zafascynowali ją jej mieszkańcy? Religia, mistycyzm, kultura, piękna sztuka, bogate hotele i mieszkania przeplatały się z ubóstwem, biedotą, spaniem na ulicy, jedzeniem ze śmietników. Kolorowe, zmysłowe, udekorowane złotem sari pięknych kobiet z łachmanami dzieci, które nigdy nie miały na sobie nowej rzeczy. Czasem na szybach restauracji widziała przylepione do nich brudne buźki dzieci, wyczekujące, by ktoś im coś rzucił do jedzenia. Rodziny, mieszkające na chodniku czy w parku, nie były rzadkością.
Postanowiła rozpocząć zwiedzanie Delhi od słynnego Domu Modlitwy Bahai, leżącego na południu miasta. Omar zachwycał się nim. Fakt, że nie było w środku żadnych obrazów i relikwii, żadnych wizerunków i posągów bogów, że każdy człowiek, bez względu na wiarę, mógł tam znaleźć ciszę i ukojenie był dla niego dowodem, że wiara jest niepotrzebna i wystarczy jedynie miejsce, gdzie można wsłuchać się w swoją duszę. Świątynia Lotosu, jak często jest nazywana ze względu na swój kształt, zrobiła na Majce ogromne wrażenie swoim pięknem i prostotą, wywołując w niej błogie uczucie spokoju. Znów mogła wrócić na ulice Delhi.
Po zwiedzeniu okolic Parlamentu i Pałacu Prezydenta, Parku Lodhi, Bramy Indii, Czerwonego Fortu – pięknej fortecy z czerwonego piaskowca, wzniesionej przez władców z dynastii Wielkich Mogołów, oraz największego Meczetu w Indiach, Dżami Masdżid, wróciła wyczerpana do hotelu. Ogromny talerz, zwany thali, z kilkoma rodzajami warzyw, ryżem, dal – sosem z soczewicy i czymś słodkim, podanym w małych metalowych miseczkach, postawił ją na nogi. Zamiast więc zanurzyć się w ciepłym łóżku, postanowiła wyjść na ulice Głównego Bazaru i poobserwować wieczorne życie miasta. Sklepy, wypełnione kolorowymi materiałami różnej jakości i rodzaju, biżuterii, ubrań, religijnych ikon, posągów i kadzidełek były pełne ludzi. Dopiero teraz, po zachodzie słońca, zaczynał się prawdziwy handel. O dwudziestej trzeciej, wraz z zamknięciem ostatnich kramów, Majka wróciła do hotelu.
Gorący, duszny ranek nie pozwolił na dłuższe leżenie w łóżku. Kierowca już czekał przed hotelem, więc szybko, bez śniadania, wybiegła, by móc jeszcze przed spotkaniem z Omarem zobaczyć dumę Delhi, piękną świątynię Akszardam. Zauroczył ją ten świątynny kompleks. Nigdy wcześniej nie widziała tak kunsztownej sztuki, artystycznego smaku i piękna, zgromadzonego w jednym miejscu. I mimo że płynięcie na łódkach, grające fontanny, ogromny teatr i kino przypominały jej wycieczkę do Disneylandu, to wrażenie estetyczne tego miejsca pozostało w niej na długo.
– Majka, znalazłem się w bardzo niezręcznej sytuacji. Nie wiedziałem, jak z niej wyjść. Nie znajdzie się rozwiązania, kiedy jest się w środku problemu. Moi rodzice przez ostatnie kilka miesięcy wydzwaniali do mnie i przypominali o obietnicy, którą złożyłem kilka lat temu.
– Obietnicy?
– Przed wyjazdem do Stanów rodzice znaleźli dla mnie dziewczynę, z którą chcieli mnie ożenić. Jest to mądra, dobra, wykształcona kobieta, znamy się od dziecinnych lat. Będzie dobrą żoną – zamyślił się.
– Dobrą żoną?!
Przerażona Majka złapała się brzegu stołu, na którym kelner właśnie postawił dwie kawy. Byli w kawiarence, której nazwy nie zauważyła, ale Omar twierdził, że mają tu najlepszą kawę w Indiach. Kawa? Małżeństwo? Omar mężem?
– Żona? Omar, co ty mówisz?
– Majeczko, dałem obietnicę rodzicom, przed poznaniem ciebie, Kochana. Muszę jej dotrzymać. Wiedziałem, że muszę wypełnić swoje zadanie jako syn, jako przyszły mąż i ojciec. Małżeństwo w Indiach ma inny charakter niż na Zachodzie. Nie jest to indywidualna rzecz tylko dwojga ludzi, ale raczej społeczny kontrakt. Cała rodzina bierze udział w wyborze przyszłej żony czy męża.
– Nie interesuje mnie to, Omar! – Majka przerwała wzburzona. – Interesuje mnie, dlaczego bez słowa wyjechałeś z Long Beach?!
– Przepraszam cię.
Omar mówił swoim ciepłym, pełnym miłości tonem, próbując złapać jakikolwiek kontakt z Majką. Tak bardzo kochał tę kobietę. Tak bardzo nie chciał jej teraz stracić.
– Kiedy rodzice podjęli decyzję o moim małżeństwie z nią, zaraz po skończeniu studiów, próbowałem ukraść trochę czasu. Nie byłem gotowy. Nie kochałem jej. Nie kocham… Ale to bez znaczenia. Poprosiłem rodziców o kilka lat w Stanach. Zgodzili się. Co roku próbowali namówić mnie do powrotu, ale ja za każdym razem wymyślałem jakieś powody, by zostać tam dłużej. Kolejny kurs, jakaś praktyka, następna książka, którą musiałem zakończyć. Ale kilka miesięcy temu powiedzieli, że muszę przyjechać w sierpniu, że wszystko jest już przygotowane… Zaproszeni goście, zamówione przyjęcie weselne. Sytuacja, w której się znalazłem, nie ma dobrego wyjścia. Wiedziałem, że jeśli nie przyjadę, to zawiodę całą moją rodzinę, nie będą mogli spojrzeć w oczy kuzynom i sąsiadom. Powiedzieli mi, że wolą umrzeć niż mieć taką skazę na honorze. Powiedzieli mi, że nie jestem dobrym synem. Czy wiesz, co to znaczy dla mężczyzny w Indiach? – spojrzał na Majkę w oczekiwaniu dialogu, ale jej zamknięta postawa nie dawała żadnych nadziei, kontynuował więc. – Wiedziałem, że jeśli się z nią nie ożenię, to będę wyrzucony z rodziny… Ale wiedziałem również, że jeśli ożenię się, to nie spędzę życia z kimś, kogo bardzo kocham.
Ponownie spojrzał na Majkę, szukając uczucia, które wierzył, że ciągle dla niego skrywa. Siedział wyprostowany naprzeciw niej, patrząc jej w oczy, ale już nie tym samym dumnym wzrokiem, co kiedyś. Patrzył teraz jak ktoś, kto szuka przebaczenia.
– Jak więc to sobie zaplanowałeś, Omar? – zapytała zimnym tonem, nie odrywając oczu od kawy.
– Majka, nie zaplanowałem…
– Więc kiedy chciałeś mi o tym powiedzieć?! – jej głos podniósł się o kilka tonów w górę.
– Niektórzy z moich znajomych żyją w ten sposób – powiedział przyciszonym głosem. – Tu mają jedną żonę, którą odwiedzają raz do roku, tu mają dzieci, całą rodzinę, ale tak naprawdę to ich życie toczy się poza granicami Indii.
– I ty chciałeś w ten sposób żyć? Omar, ty, który zawsze mówiłeś o uczciwości? Gdzie tu widzisz uczciwość? Ranisz swoją decyzją wszystkich. Ranisz siebie, bo nie jesteś uczciwy nawet w stosunku do siebie! – Majka wstała i szybkim ruchem podniosła plecak, kierując się do wyjścia.
– Majka, proszę. Proszę, zostań. Daj mi szansę wyjaśnienia tej całej sytuacji. Proszę.
Cicho dodał, ale już bez oczekiwania, że cokolwiek może zmienić. Miał nadzieję, że ta rozmowa nigdy nie nastąpi. Miał nadzieję, że będzie mógł mieszkać z Majką, tak jak do tej pory w Ameryce, i przyjeżdżać to swojego kraju na miesiąc czy dwa. Nie sądził, że Majka przyjedzie do Delhi. Nie sądził, że będzie musiał stanąć twarzą w twarz ze swoją Miłością i wyznać jej, że za dwa dni będzie mężem innej kobiety. Nie tak to miało wyglądać.
– Omar, kochałam cię bardzo – Majka zatrzymała się i wróciwszy do stołu, ciężko usiadła w fotelu. – Kochałam. Ale życie jest zbyt krótkie, by tracić czas na bycie z kimś tak nieuczciwym. Omar, nie taki obraz namalowałeś przed moimi oczyma.
– Majka, czasem lepiej jest żyć w wygodnej bajce niż w trudnej prawdzie. Przepraszam cię! Majka! Nie odchodź! Majeczko, nie mogłem postąpić inaczej. Daj mi szansę, proszę!
Zrezygnowana, bezuczuciowo przyglądała mu się, jak obcej, pierwszy raz widzianej osobie. Tak bardzo kochała tego człowieka. Był odbiciem tego wszystkiego, co chciała w życiu. Nadał jej dniom blasku, celu, radości i pozwolił jej ponownie poczuć miłość. Nie miała siły na walkę. Nie miała siły na kolejne doświadczenie utraty kogoś, kogo tak bardzo kochała.
– Majeczko, kocham cię. Pamiętaj o tym, proszę. Cokolwiek się stanie, w którąkolwiek pójdziemy teraz stronę, pamiętaj, że cię kocham. I pozwól mi wyjaśnić, proszę. Wiem, że to nic nie zmieni. Wiem. Ale chcę, byśmy…
Przerwał nagle. Łzy nie pozwalały mu mówić dalej. Czuł potrzebę wyjaśnienia swojego postępowania, choć wiedział, już wiedział, że robi to tylko dla siebie.
– Mogłem wybrać w życiu to, co chcę robić, Majeczko. Mimo że rodzice byli temu przeciwni, dali mi wolną rękę. Ale nie miałem nic do powiedzenia, jeśli chodzi o wybór żony. Dlatego wyjechałem. Myślałem, że to się rozmyje. Miałem nadzieję…
– Omar… – Majka próbowała słuchać, ale gwałtowne uczucia zakłócały odbiór. – Mówiłeś, że zawsze mamy wybór. Nie wierzę, że tak łatwo poddałeś się tradycji swojej rodziny. Czym cię przekupili? – dodała ze smutkiem.
– Dałem słowo, Majka. – Omar mechanicznie odpowiedział i zaraz dodał – Ale, Majeczko, to tylko rola. Mogę ją odegrać tu, w Indiach. Często odgrywamy role, których nie chcemy grać. Jesteśmy na scenie. Uśmiechamy się. Zagłuszamy czasem duszę i serce, i odgrywamy kolejny akt. I wszyscy są zadowoleni. Ale kiedy zostajemy sami… Majka, proszę, nie patrz tak na mnie. To, że ludzie mają dwa życia, to wcale nie musi oznaczać, że są nieuczciwi! Przecież można chcieć dwóch różnych rzeczy! W Ameryce jestem pisarzem, nauczycielem, wolnym człowiekiem, który znalazł swoją Miłość. Tak, Majeczko, jesteś moją Miłością. Dziękuję, że się uśmiechasz. Dziękuję, Kochana.
Próbował dotknąć jej ręki, ale poczuł jedynie zimny blat stołu.
– Tu, w Indiach jestem synem, przyszłym mężem i ojcem. Jeśli tylko zechcesz, Majeczko… Jeśli tylko zechcesz, możemy się w tym oboje odnaleźć. W tobie Majka po raz pierwszy odnalazłem swoją drugą połowę, z którą mogłem dzielić duchową podróż. Każdy musi mieć taką osobę. Ja mam… I jeśli tylko powiesz… Zgodzisz się…
– Omar?! Duchową podróż? O czym ty mówisz? Twoje ego ma ciągle więcej kontroli nad tobą niż twoja dusza. Gdybyś naprawdę mnie kochał… Omar, gdybyś mnie kochał, nigdy nie zaproponowałbyś mi dzielenia się tobą z inną kobietą!
Nie było już łez, nie było krzyków, był szok i chłód. Kiedy odeszła od nich matka, Majka zamknęła się w sobie i przez wiele miesięcy wmawiała sobie, iż ten związek nie jest dla niej ważny. W ten sposób radziła sobie z bólem odtrącenia, z sytuacją, której nie potrafiła zrozumieć. Podziałało. Ten sam sposób zadziałał skutecznie na odejście Tomka. Wmówiła sobie, że ten związek również nie był dla niej istotny. Praktyka przyniosła zaskakujące efekty. Czuła, jak związek z Omarem odchodzi w niepamięć. Ale ból w sercu pozostał.
– Nie mamy sobie już nic więcej do powiedzenia, Omar – dodała zimno, oficjalnym tonem. – Pobędę w Indiach kilka miesięcy, a po powrocie zabiorę swoje rzeczy z twojego mieszkania.
– Majka, nie odchodź – błagalnym głosem powtórzył kolejną próbę zatrzymania jej. – Proszę. To wszystko się ułoży. Tak bardzo cię kocham!
– Omar, za dwa dni będziesz dzielił swoje łoże z inną kobietą! Spójrz na fakty. Bądź na tyle odważny i uczciwy…
– Majka, nie odchodź w oziębłość. Proszę.
– W oziębłość? O czym ty mówisz?
– W jednej chwili wszystkie twoje uczucia do mnie wygasły i stałaś się zimnym odbiorcą informacji. To nie jest zdrowe…
– Nie potrzebuję teraz twojego pseudo analitycznego wejrzenia we mnie. Zrób wgląd w siebie – dodała zła, czując, że Omar dotknął w niej czegoś, o czym starała się nie myśleć.
– Majeczko, zobowiązałem się do tego lata temu. Musiałem się teraz wywiązać. Majeczko…
Ale ona już nie słyszała. Wybiegła z kawiarni prosto na gwar ulicy przy Connaught Place. Kompleks handlowy, z pięknymi arkadami i kolumnami nie zrobił na niej wrażenia. Próbowała zagubić się w szeregu kiosków, kramów z książkami, najróżniejszych sklepików i restauracji. Uśmiechała się do mijających ją ludzi, odpowiadała na pytania, odmawiała kupna najrozmaitszych, wpychanych jej przez ulicznych sprzedawców produktów, ale głos Omara brzmiał w niej zbyt donośnie, by hałas i chaos tego miejsca mógł go zagłuszyć. „Oziębłość” poruszyła w niej coś, o czym nie chciała mówić. O czym nawet nie chciała myśleć.
„Te związki nie są ważne w moim życiu” – pomyślała, ale bez pewności siebie, jaką zwykle miewała. – „Nie stałam się oziębła przez to, że ujęłam im znaczenia. To mi pomaga, żebym nie kroczyła przez życie jak wiecznie zraniony ptak. Zraniony. Zimny. Oziębły.”