Złota reguła 24=3×8, czyli właściwy balans w życiu

 
Balans to nie tylko dobry podział czasu na pracę i dom, ale też na równowagę we wszystkich aspektach Twojego życia: dbałości o wygląd i ciało; swój rozwój szarych komórek i pozyskiwanie nowych umiejętności; dostarczanie sobie wrażeń uskrzydlających duszyczkę; czy budowy takich relacji z ludźmi by było się z kim pośmiać, popłakać, pogadać oraz w szczególności dbać o tą jedną jedyną istotę (tego jednego jedynego ‘istota’) co przyprawia o mocniejsze bicie serca – w pozytywnych aspektach :-).

Z życiem to jest trochę tak jak z zupą – może być zrobiona z rewelacyjnych składników, jeśli jednak będzie przesolona – to całość będzie niezjadliwa.

Ostatnio pisałem o wyznaczaniu celów i ich właściwej, długoterminowej perspektywie. Tym razem chciałbym Ci pokazać taką prościutką miareczkę do dbania o balans w życiu – nie trzeba się mocno dumać nad życiem by jej użyć, czyli jest very user friendly.

24 h = 3 x 8 h

Enigmatycznie to wygląda – jednak, jeśli Ci powiem że [h] nie jest niczym obraźliwym, ani też tajemniczą matematyczną stałą Plancka – a oznacza po prostu zwyczajną, wszystkim znaną godzinę – to sprawa powinna być już bardziej przejrzysta.

Odkrywając już resztę tajemnic: reguła zapisana już po ludzku brzmi:
Każdy dzień powinien składać się z 3 bloków po 8 godzin:

8 godzin – praca
8 godzin – życie
8 godzin – sen

Oczywiście potraktuj to jako dobry punkt odniesienia. (Nawet zasada Pareto 80/20 jest też tylko i wyłącznie umowna) Jednak powinna Ci się zapalić żółta, kontrolna lampka, jeżeli przez ponad miesiąc ten podział jest mocno przechylony na rzecz obowiązków pracowych i poświęcasz na nią znacznie więcej czasu.

Prędzej czy później poświęcanie sporej ilości czasu na pracę się na Tobie zemści: albo kosztem pracy zaniedbasz swoje życie, czyli związek, relacje, własne zdrowie, książki itd. albo uszczuplisz swój czas na sen.

To jest jak samonapędzające się koło: z notorycznym niedospaniem będziesz bardziej zmęczony, mniej efektywny i przygaszony – przez to robota Ci nie będzie zbytnio szła. Że już nie wspomnę o walorach wizualnych – płci przeciwnej swoimi worami pod oczami i przekrwionymi oczami z pewnością nie zauroczysz. W swoim związku będziesz zbierał słuszne baty za stawianie pracy na pierwszym miejscu, ale również bez znajomych, książek i intymnych chwil będzie Ci się coraz bardziej coś psuło – w Tobie i dookoła Ciebie.

Nie warto!

Przecież o to chodzi byś miał fajne CAŁE życie – a za sprawą jakiejś błahostki zniszczył/zaniedbał sobie coś ważniejszego. I naprawdę większość tych rzeczy w pracy, które teraz wydają Ci się megaważne i arcypilne – z perspektywy roku są błahostkami.

Proponuję Ci nawet test – otwórz swoje archiwum mailowe sprzed roku i spróbuj ocenić ile z tych spraw, wrzutek itd. były warte tego by nad nimi tyle siedzieć kosztem życia prywatnego.

Pracować długo to nie to samo, co pracować mądrze

To naprawdę jest bardzo proste – im ciężej/dłużej pracujesz tym więcej będziesz miał rzeczy by z tego się nigdy nie wykopać. Ważne byś pracował efektywnie i nie zapominał że pracujesz by żyć a nie żyjesz by pracować. Naucz się pracować efektywnie a nie ciężko. Jak nie da się u obecnego pracodawcy i zmusza Cię niczym w Biedronce do heroicznych wysiłków – to zmień pracodawcę. A by zmienić pracę trzeba… UWAGA: inwestować w siebie i relacje z innymi – a to robi się w wolnym czasie. Więc – nie przeginaj z robotą i dla przypomnienia wzorek-reguła:

24h = 3 x 8h

 
 
Tomasz Zienkiewicz

PS. Oczywiście, że są chwile w życiu, gdy cała ta złota reguła nadaje się jedynie do kosza: np. leżysz w szpitalu, właśnie urodziło Ci się dziecko, wygrałeś w Lotto i pędzisz w rejs dookoła świata, czy za 2 miesiące otwierasz własną firmę itd. Traktuj ją więc zdroworozsądkowo.